W systemie dwupartyjnym może działać wiele partii, ale tylko dwie spośród nich mają realną szansę na zdobycie władzy. Klasyczne przykłady to Stany Zjednoczone, a także w przeszłości Wielka Brytania.
W Stanach Zjednoczonych od połowy XIX wieku rządzą prezydenci wywodzący się z Partii Republikańskiej lub Demokratycznej. Na Wyspach Brytyjskich przez wiele lat u władzy zmieniali się konserwatyści (torysi) i liberałowie (wigowie), a następnie konserwatyści i laburzyści (Partia Pracy). System brytyjski nie był jednak czysto” dwupartyjny, ponieważ zdarzało się, że żadna z partii nie miała większości w Izby Gmin, co zmuszało ją do szukania koalicjanta, tak jak w przypadku Davida Camerona, który w 2010 r. stanął na czele rządu konserwatystów i liberałów.
Zamknięta trzecia droga do ekstrawagancji?
System dwupartyjny zapewnia – jak twierdzą politologowie – większą niż w przypadku wielopartyjnego stabilność i przewidywalność. Brak koalicyjnej układanki sprawia, że po wyborach rząd może zwykle utrzymać się przez całą kadencję, co ułatwia realizację długoterminowych planów i obietnic wyborczych.
Czytaj więcej
"Który polityk jest obecnie Pani/Pana zdaniem liderem opozycji w Polsce?" - takie pytanie zadaliś...
Dominacja dwu uznanych graczy może też eliminować – choć jak zobaczymy, nie zawsze – skrajne formacje polityczne, populistów czy ekstrawaganckich przybyszów spoza świata polityki. W Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich dekad tylko raz doszło do debaty z udziałem trzech kandydatów: w 1992 r. obok ubiegającego się o reelekcję George’a H.W. Busha i zwycięskiego później Billa Clintona wystąpił miliarder Ross Perrot. Za sprawą skomplikowanego systemu głosowania w wyborach prezydenckich (wyborcy wybierają elektorów, a dopiero ci oficjalnie prezydenta), choć zdobył poparcie niemal 20 proc. wyborców, Perrot nie otrzymał ani jednego głosu elektorskiego.