Czasem, w takich sytuacjach, jak środowy wyrok na Andrzeju Poczobucie, może się wydawać, że brakuje słów. Bo cóż można jeszcze powiedzieć, kiedy wszystko jest oczywiste. Bandycki sąd na zamówienie bezwzględnego dyktatora wydał oczywiście niesprawiedliwy wyrok. Postępowanie dotyczyło haniebnych zarzutów i posłużono się w nim sfabrykowanymi dowodami. Co więcej, wszyscy mieli świadomość, że wyrok podyktowano wcześniej, przy biurku Łukaszenki, a gwarancją perfekcyjnego wpisania się w wolę dyktatora była osoba sędziego Dzmitrija Bubienczyka, zasłużonego w wielu już procesach przeciw opozycjonistom. A jednak to porażenie przemożną siłą zła, które potrafi odebrać mowę, prowadzi donikąd. Bowiem o krzywdzie takich ludzi, jak Andrzej Poczobut, patriota i bohater dwóch narodów, trzeba krzyczeć, opowiadać, gdzie się da, mobilizować opinię publiczną świata przeciw sprawcom sądowej zbrodni, do której doszło w Grodnie.
Wiem, że Poczobut nie jest jeden; w białoruskich więzieniach siedzi kilka tysięcy przeciwników zbrodniczego reżimu. Także o nich nie wolno zapomnieć. I nie zapominamy. A jednak to Poczobut jest symbolem. Nie skorzystał z propozycji wyjazdu z ojczyzny, nie padł na kolana przed uzurpatorem, nie prosił o ułaskawienie. Po 24 miesiącach aresztu z godnością przyjął wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Wiedząc, że może go nie przeżyć. Bo na pewno czekają go tam kolejne odsłony zemsty Łukaszenki.
Czytaj więcej
Sąd w Grodnie skazał Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i działacza polskiej mniejszości na Białorusi, na osiem lat więzienia.
Ta postawa budzi podziw, wielki szacunek, ale przede wszystkim powinna nas mobilizować do walki o jego życie i wolność, tak jak niegdyś wolny świat walczył o wolność dla Nelsona Mandeli czy Aung San Suu Kyi. Poczobut to właśnie taka postać, więc w sprawę jego wolności prócz polskiej opinii publicznej powinni się zaangażować wielcy tego świata, prezydenci, premierzy, królowie. To zadanie dla polskich władz z Andrzejem Dudą na czele. Panie prezydencie, czekamy na pańską aktywność!
Jednocześnie sprawa Poczobuta to ostateczny upadek Łukaszenki i jego reżimu. Przez lata tolerowano go na salonach, mimo że (a może dlatego właśnie) miał w obyczaju handlowanie wolnością więźniów politycznych w zamian za wsparcie dla swojego upadłego państwa. Dawaliśmy się na to na Zachodzie nabierać. Nigdy więcej – należy wykrzyczeć. Niech zbir z Mińska będzie na zawsze wykluczony z jakichkolwiek kontaktów z wolnym światem.