Najbogatsi Rosjanie w ubiegłym roku stracili niemal 100 mld dol. Wprowadzone z powodu agresji Kremla na Ukrainę przez Zachód sankcje codziennie zżerają ich ulokowany często za granicą kapitał. Część ich aktywów zamrożono, a spółki, którymi zarządzają, stają się coraz bardziej toksyczne. To jednak nie najgorsze, co może spotkać rosyjskich oligarchów.
Noworoczne orędzie Władimira Putina stojącego w towarzystwie wojskowych nie wróży dla nich nic dobrego. Wygląda na to, że dla gospodarza Kremla nie są już najważniejsze pieniądze, nie liczy się z kosztami i stratami, a wojnę z Ukrainą traktuje jako kluczowy, kulminacyjny etap swojej kariery. Putin zaszedł zbyt daleko i już nie może się cofnąć. Ukraińcy mu nie wybaczą, a świat nigdy już nie wpuści go na swoje salony. Co pozostaje?
Najmniej prawdopodobny scenariusz jest taki, że oligarchowie się zbuntują
Izolacja, militaryzacja kraju i zmiana modelu gospodarczego. Nieustająca agresja na Ukrainę powoli przestawia gospodarkę Rosji na wojenne tory. Produkcja rakiet i czołgów kosztuje, a budżet kraju z powodu utraconych dochodów ze sprzedaży surowców energetycznych na Zachód mocno się kurczy.
Wiele więc wskazuje na to, że oligarchowie, którzy próbują „przeczekać” wojnę w państwach neutralnych (arabskich i azjatyckich), niedługo będą musieli dokonać wyboru. Dokładać się do finansowania armii i łatać dziury w budżecie Kremla albo stracić swoje zakłady metalurgiczne, złoża gazu i ropy, ale też kopalnie złota, niklu, miedzi i innych metali szlachetnych zdobytych tanim kosztem za czasów Borysa Jelcyna. Zdając test na lojalność wobec Putina, rosyjscy miliarderzy na zawsze zamkną sobie drzwi do swoich posiadłości na Lazurowym Wybrzeżu i luksusowych dzielnic Londynu. Staną się także współodpowiedzialnymi za zbrodnie wojenne nad Dnieprem.