Wyraźne odczuwane przez polityków Zjednoczonej Prawicy schadenfreude (choć politycy Solidarnej Polski zapewne robią znak krzyża, słysząc to słowo, i nerwowo szukają polskiego odpowiednika) w związku z odpadnięciem Niemców z piłkarskich mistrzostw świata przypomina zachowanie nieśmiałego nastolatka, który chciałby, aby umówiła się z nim klasowa piękność, ale boi się, że nie ma na to szans, więc w odwecie rzuca w nią kulkami z papieru, podstawia nogę na przerwie i rozpowiada na prawo i lewo, że dziewczyna wcale nie jest taka ładna, bo ma krzywe nogi, a jak spojrzeć pod pewnym kątem, to trochę zezuje. Jak bowiem inaczej wyjaśnić to, że politycy, którzy w swojej retoryce zdają się uważać Niemców za winnych wszystkiego – od gradobicia po to, że kury się nie niosą – nie mogą jednocześnie bez tych Niemców żyć i muszą się definiować w kontrze do nich przy każdej okazji, nawet takiej jak mundial, który z polityką, jako żywo, zbyt wiele wspólnego nie ma.