„Ileż niepewności siebie trzeba mieć, aby pokornie zgadzać się na korygowanie własnego języka przez kogoś, kto ten język zna jedynie pobieżnie. Ta miękkość, z jaką Polacy poddają się sądowi nie-Polaków, jest prawdziwie wyjątkowa. Tak bardzo chcą, aby ich lubiano, że aby okazać innym serce, zapominają o należnym swojemu językowi szacunku”.
Czytaj więcej
"Rada Języka Polskiego w wydanej opinii uznała, że poprawne są zarówno wyrażenia "na Ukrainie", jak i "w Ukrainie". Której z tych form Pani/Pan używa na co dzień?" - takie pytanie zadaliśmy uczestnikom sondażu SW Research dla rp.pl.
Polsko-amerykańska profesor literaturoznawstwa Ewa Thompson napisała te słowa przed kilkoma miesiącami, kiedy spór o przyimki – o to, czy wojna toczy się „na”, czy „w” Ukrainie – mógł wyglądać na jedną z wielu przemijających publicystycznych wojenek. Jednak po oświadczeniu Rady Języka Polskiego sprawa nabrała bez mała urzędowej wagi.
Dlaczego regulowanie zasad języka odgórnymi, politycznymi decyzjami jest – delikatnie rzecz ujmując – niemądre, to temat na osobny, dużo większy tekst. Rzeczą zupełnie inną jest jednak logika, w jaką stanowisko Rady się wpisuje. A jest nią faktyczne odwrócenie przykazania miłości bliźniego. Tym większą miłość – zdają się twierdzić niektórzy Polacy – będziemy w stanie okazać Ukraińcom, w im większej pogardzie będziemy mieli samych siebie.