Kozioł ofiarny unijnych elit

Irlandzkie i europejskie elity postanowiły zrównać obywateli, którzy nie popierają traktatu z Lizbony, z wrogami Unii Europejskiej. Ma to być przepis na przyjęcie traktatu w powtórnym głosowaniu – pisze dziennikarz "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 10.12.2008 22:06 Publikacja: 10.12.2008 21:50

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/10/wojciech-lorenz-koziol-ofiarny-unijnych-elit/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Biznesmen Declan Ganley, który stanął na czele obozu przekonującego Irlandczyków do odrzucenia traktatu z Lizbony, jest już oficjalnie uznawany za głównego winowajcę fiaska czerwcowego referendum.

Irlandzki eurodeputowany Brian Crowley stwierdził, że czeski prezydent Vaclav Klaus, spotykając się z Ganleyem, obraził irlandzki naród. – Ten człowiek nie wykazał, z czego finansował swoją kampanię. Spotkać się z kimś, kto nie posiada mandatu z wyboru, jest niebywałą zniewagą narodu irlandzkiego – oskarżał Crowley podczas głośnej już kłótni eurodeputowanych z czeskim przywódcą na zamku na Hradczanach.

[srodtytul]Zjednoczeni w sprzeciwie[/srodtytul]

Ganley, który zbił majątek na interesach w Rosji, Bułgarii, na Łotwie i w USA, podczas kampanii przeciwko traktatowi przekonywał, że jest nie tylko Europejczykiem, ale także prawdziwym irlandzkim patriotą, bo chce, aby Irlandia umacniała swoją pozycję w Unii Europejskiej. Jego zdaniem traktat pozbawi Irlandię części wpływów we Wspólnocie. Przekazuje bowiem Brukseli uprawnienia do podejmowania kluczowych decyzji w ponad 60 proc. zagadnień będących dotąd w kompetencjach państw narodowych.

– Absolutnie nie jestem przeciwnikiem Unii ani nawet eurosceptykiem. Uważam jednak, że jeśli ktoś naprawdę opowiada się za Europą, powinien być przeciwko traktatowi z Lizbony. A to dlatego, że jest on antydemokratyczny – mówił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Declan Ganley.

Oprócz jego organizacji Libertas przeciwko traktatowi głosowało także kilkanaście innych ugrupowań, w tym zasiadająca w parlamencie partia Sinn Fein. Interesy przeciwników traktatu były często ze sobą całkowicie sprzeczne. Jego odrzucenia domagali się nie tylko eurosceptycy z krwi i kości, którzy w euroentuzjastycznej Irlandii stanowili zdecydowaną mniejszość. Proeuropejska lewica alarmowała, że traktat ogranicza prawa pracownicze i grozi naruszeniem neutralności Irlandii, zmuszając ją do prowadzenia wspólnej polityki obronnej. Proeuropejskie organizacje prawicowe przekonywały, że ułatwi legalizację aborcji, eutanazji czy małżeństw homoseksualnych.

Eksperci cytowani przez media zwracali uwagę, że niezależnie od argumentów, podpartych nierzadko ideologią, większość przeciwników traktatu łączyło jedno: nie chcieli głosować za dokumentem, który jest niezrozumiały i którego konsekwencje są trudne do przewidzenia. Tym bardziej że nawet irlandzki premier Brian Cowen przyznał publicznie, iż nie przeczytał traktatu od deski do deski, a irlandzki komisarz w Brukseli Charlie McCreevy dodawał, że "tylko szaleniec podjąłby się takiego zadania".

[srodtytul]Dwa paszporty [/srodtytul]

W głosowaniu 12 czerwca tego roku 53 proc. Irlandczyków przy wyjątkowo wysokiej frekwencji zagłosowało przeciwko traktatowi z Lizbony. Analizując wypowiedzi polityków z pierwszych dni po referendum, widać wyraźnie, że nie śmieli oni wytykać palcami ugrupowań przekonujących do głosowania na "nie". Oszczędzali także Ganleya i jego organizację. Prędzej byli skłonni przypisywać winę sobie i źle przygotowanej kampanii informacyjnej. Szef MSZ Michael Martin, który odpowiadał za kampanię przedreferendalną w rządzącej partii Fianna Fail, bił się w piersi, że nie udało się dobrze zareklamować traktatu.

Wkrótce jednak zaczęły się pojawiać sugestie, że do fiaska referendum przyczynił się Declan Ganley, który mógł sobie pozwolić na wydanie sporych środków na niezwykle aktywną kampanię. Jeszcze przed referendum pojawiły się aluzje, że biznesmen, który robił interesy z amerykańską armią, mógł otrzymywać pieniądze z Pentagonu lub CIA. – Nie wiemy, czy dostaje pieniądze od CIA, brytyjskich eurosceptyków czy amerykańskiej armii – mówił anonimowy przedstawiciel irlandzkich władz. Politycy lubią przypominać, że urodzony w Wielkiej Brytanii Ganley ma dwa obywatelstwa, brytyjskie i irlandzkie. Nie wiadomo więc, wobec kogo naprawdę jest lojalny.

[srodtytul]Odwracanie uwagi [/srodtytul]

Teoria o zagranicznym finansowaniu kampanii przeciwko traktatowi została usankcjonowana, kiedy eurodeputowany Zielonych Daniel Cohn-Bendit zaapelował do szefa Parlamentu Europejskiego, aby sprawdził, czy pieniądze nie pochodziły od Amerykanów. Hans -Gert Pöttering kazał delegacji eurodeputowanych udającej się do USA zapytać o to amerykańskich kolegów.

Amerykanie stanowczo zaprzeczyli. "Irish Times" napisał w komentarzu, że pytania o legalność finansowania kampanii są uzasadnione. Zdaniem gazety chodzi jednak o to, czy Ganley miał prawo udzielić kredytu w wysokości 200 tysięcy euro swojej organizacji. Wiele osób w Irlandii powoli zaczyna dostrzegać, że rząd i Bruksela próbują zrównać przeciwników traktatu z kimś, kto reprezentuje obce interesy. – Pytania o finansowanie kampanii prowadzonej przez Ganleya są oczywiście uzasadnione, ale wydaje mi się, że cała sprawa oczerniania Ganleya ma odwrócić uwagę od głównego problemu. Irlandczycy, którzy są w gronie największych euroentuzjastów, włącznie ze mną, mają obawy związane z traktatem. Ale rząd, zamiast na nie odpowiedzieć, stosuje wybieg polegający na obwinianiu człowieka, który ma niejasne powiązania – mówi "Rzeczpospolitej" politolog Andy Storey z University College w Dublinie.

Jego zdaniem choć kampania Ganleya była najbardziej wyrazista, jego argumenty przeciwko traktatowi zawierały tylko niewielką część obaw wyrażanych przez Irlandczyków. – Wiele osób nie podzielało jego argumentów, które reprezentowały interesy biznesu. Nie ma co prawda na ten temat badań, ale nie sądzę, żeby to on przekonał Irlandczyków do głosowania na "nie". Jeśli rząd i Bruksela tego nie zrozumieją, przy kolejnym referendum może być znowu niespodzianka – podkreśla Storey.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/10/wojciech-lorenz-koziol-ofiarny-unijnych-elit/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Biznesmen Declan Ganley, który stanął na czele obozu przekonującego Irlandczyków do odrzucenia traktatu z Lizbony, jest już oficjalnie uznawany za głównego winowajcę fiaska czerwcowego referendum.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Jak uwolnić Andrzeja Poczobuta? Musimy zacząć działać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa Ukraina–USA, czyli jak nie stracić własnego kraju
Opinie polityczno - społeczne
Trzaskowski, Nawrocki czy Mentzen: za kogo kciuki powinien trzymać konserwatysta
Opinie polityczno - społeczne
Twórca Polish History: Chrobry nie ma szczęścia. Polska zasługuje na ambitne obchody wielkich rocznic
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Meloni w Białym Domu. Czy Trump zapomniał o Polsce?