Pod koniec kwietnia 2021 r. Łukaszenka wprowadził zakaz sprzedaży w Białorusi samochodów Skoda, kosmetyków Nivea oraz olejów samochodowych Liqui Moly. Bynajmniej nie dlatego, że są wadliwe lub złej jakości. To zemsta za odmowę sponsorowania przez ich producentów hokejowych mistrzostw świata, które miały odbyć się w tym roku w Mińsku. I które ostatecznie przeniesiono na Łotwę.
Czy ten zakaz oburzył Białorusinów? Nie bardzo, bo 26 lat rządów Łukaszenki sprawiło, że samochód Skoda i krem Nivea to dla nich niemal dobra luksusowe. Licząc w dolarach, Białorusini zarabiają tyle sam, co 10 lat temu (ok. 500 dol.), jednak realnie mogą kupić za tę pensję mniej niż wtedy.
Białorusin otrzymujący przeciętne wynagrodzenie musiałby pracować około pięciu lat i odkładać całą wypłatę, żeby po opłaceniu podatku starczyło mu na zakup nowej Skody Octavii w wersji podstawowej. Z kolei za płacę minimalną, która jest bliższa średniej płacy poza Mińskiem i największymi miastami, po opłaceniu podatku i składki do białoruskiego ZUS można kupić zaledwie 70 opakowań kremu Nivea o pojemności 30 ml.
Kryzys gospodarczy i polityczny
Rządy Łukaszenki doprowadziły Białoruś do stagnacji gospodarczej. W ciągu ostatnich 10 lat białoruska gospodarka praktycznie przestała się rozwijać. W latach 2011–2020 PKB rósł średnio o 0,9 proc. rocznie, czyli 3–4 razy wolniej niż na świecie, w tym w Polsce. Perspektywy wzrostu gospodarczego w Białorusi są najgorsze wśród państw regionu. Zarówno MFW, jak i Bank Światowy prognozują spadek PKB w 2021 r. (odpowiednio o -0,4 proc. i -2,2 proc.) i niewielki wzrost w 2022 r. (odpowiednio 0,8 proc. i 1,9 proc.).
Kryzys gospodarczy jest dodatkowo pogłębiany przez kryzys polityczny. Od sfałszowanych wyborów prezydenckich w sierpniu 2020 r., które wywołały ogromne protesty społeczne, władze obrały kurs na zaostrzenie represji i ukaranie każdego przeciwnika reżimu. Konsekwencje gospodarcze, społeczne i polityczne nie mają dla nich żadnego znaczenia.