Inflacja zmalała w październiku do 6,5 proc., więc prezes NBP Adam Glapiński może triumfować, że tak jak zapowiadał wiosną, spada ona na łeb na szyję z 18,4 proc. jeszcze w lutym. Dlatego większość analityków spodziewa się, że Rada na posiedzeniu w tym tygodniu kontynuować będzie serię cieć stóp procentowych i zetnie je o kolejne 0,25 proc.
Nad tymi prognozami wisi jednak wielki znak zapytania: czy „gołębi” nastrój większości monetarnych decydentów, pochodzących z nadania PiS, nie zmieni się w wyniku wyborów parlamentarnych? Dlatego z największym zainteresowaniem czytać będę komunikat po wtorkowo-środowym posiedzeniu RPP oraz oglądać konferencję prezesa Glapińskiego w czwartek.
Ceny przestały spadać
Nadająca ton Radzie większość może przecież nagle przejrzeć na oczy i dostrzec, że licząc miesiąc od miesiąca, ceny zaczęły rosnąć – w październiku o 0,2 proc., co unieważnia propagandowe hasło z banneru na siedzibie NBP: „Już od 4 miesięcy ceny prawie się nie zmieniły”.
Czytaj więcej
Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w październiku po raz kolejny wyraźnie wyhamował. To jednak kończy okres szybkiego wygasania inflacji.
Paliwa taniały tylko do wyborów
Większość w RPP może też zauważyć, że za spadkiem inflacji latem i wczesną jesienią leżały czynniki poza zasięgiem oddziaływania polityki pieniężnej, a więc sezonowy spadek cen żywności, a także malejące ceny paliw. Najpierw spychane w dół przez spadek notowań ropy na rynkach światowych, a gdy ropa zaczęła drożeć – przez arbitralną decyzję narodowego czebola, który uraczył nas wyborczą promocją 5,99 zł za litr. W efekcie w październiku paliwa potaniały w stosunku do września o 4,2 proc., a w stosunku rocznym – aż o 14,4 proc. Ale teraz ostro zaczynają drożeć, co musi odbić się na wskaźniku inflacji.