Marcin Zieliński, Patryk Wachowiec: Komitet Wyborczy NBP

Bez wątpienia Narodowemu Bankowi Polskiemu i jego kierownictwu można zarzucić nadużywanie zasobów państwa dla celów wyborczych.

Publikacja: 21.07.2023 03:00

Adam Glapiński, prezes NBP

Adam Glapiński, prezes NBP

Foto: Bloomberg

Instytucje państwa aktywnie uczestniczą w trwającej (pre)kampanii wyborczej, działając na rzecz utrzymania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. W przypadku Narodowego Banku Polskiego problem ten jest tym bardziej poważny, że chodzi o organ, który – podobnie jak sądy – powinien pozostać poza jakimkolwiek wpływem polityków.

Udział banku centralnego w kampanii zagraża nie tylko uczciwości wyborów i równości szans kandydatów, ale także stabilności gospodarki i zaufaniu uczestników rynku do polskiej waluty.

Banery, naczepy, spoty

Wielki baner na fasadzie NBP informujący o rzekomych „głównych przyczynach inflacji”, naczepy reklamowe z tym samym hasłem objeżdżające stolicę, spoty i sponsorowane artykuły czy wreszcie legendarne konferencje prasowe – to tylko niektóre przykłady uwikłania banku centralnego w rozkręcaną od miesięcy (pre)kampanię wyborczą. Kierowany przez Adama Glapińskiego NBP dołączył tym samym do innych instytucji, które wspierają większość rządzącą, by ta uzyskała jak najlepszy wynik wyborczy i zapewniła sobie utrzymanie władzy.

Czytaj więcej

NBP podał nowe dane o inflacji bazowej

Konkurencja na tym polu jest niemała, bo wsparcia rządzącym udzielają różnorakie fundusze, państwowe służby czy spółki Skarbu Państwa, a kartonowe czeki, garnki i ulotki wyborcze podszywające się pod oficjalną korespondencję są od dawna stałym elementem politycznego krajobrazu Polski.

Zjawisko nadużywania zasobów państwa dla celów wyborczych już wiele lat temu zostało dobrze rozpoznane przez Radę Europy, OECD i uznane organizacje pozarządowe. To wykorzystywanie posiadanej władzy, środków publicznych, pracy urzędników czy oficjalnych procedur nie dla celów, dla których zostały przewidziane, lecz po to, by zyskać dodatkowe głosy w nadchodzących wyborach.

Ze względu na swoją skalę i nieograniczoną wręcz kreatywność rządzących w dysponowaniu tym, co państwowe, proceder ten jest niezwykle trudny do monitorowania i ukrócenia. Nie nadąża też za nim współczesne prawo wyborcze: tylko w kilku państwach Europy wyborcze nadużywanie zasobów państwa przez partię władzy jest oficjalnie zakazane.

Oczywiście korzystanie z ochrony Służby Ochrony Państwa, służbowych aut czy ulg w przejazdach samo w sobie nie jest jeszcze nadużyciem, gdyż wynika z wyboru na dane stanowisko i piastowanego urzędu. Problem pojawia się w momencie, gdy zasoby państwa używane są obok lub zamiast ich oficjalnego przeznaczenia – z intencją przekonania wyborców do głosowania na danego polityka lub jego ugrupowanie.

W takim przypadku zasoby te nie działają na rzecz wszystkich obywateli, lecz tylko dla tych, którzy aktualnie są przy władzy.

Jak odróżnić przywilej władzy od jej nadużycia

Aby odróżnić oficjalny przywilej władzy od nadużywania zasobów państwa, można zastosować uproszczony test: czy ucierpiałoby na tym zadanie publiczne, które dane działanie ma oficjalnie realizować, gdyby takiej inicjatywy (wiecu, artykułu sponsorowanego czy billboardu) nie było? Albo konkretyzując na przykładzie NBP: czy zagrożone byłyby ustawowe cele i zadania NBP, gdyby po Warszawie nie jeździły furgonetki informujące o rzekomych „głównych przyczynach inflacji”, a prezes Glapiński powstrzymywał się od wychwalania obecnej władzy i ganienia opozycji podczas konferencji prasowych?

Bez wątpienia NBP i jego kierownictwu można zarzucić nadużywanie zasobów państwa dla celów wyborczych. Czemu miało bowiem służyć przygotowane przez podwładnych Adama Glapińskiego zestawienie kosztów propozycji partii prowadzących aktualnie w sondażach? Dlaczego wybrano tylko dwa z wielu ugrupowań, które zapowiedziały start w wyborach?

W opinii zamieszczonej na stronie banku centralnego jego prezes pisze: „Najwyższy czas, aby do dyskusji publicznej na temat propozycji i decyzji ogłoszonych w czasie kampanii wyborczej wprowadzić należyty ład i rzetelność informacyjną”. Czy naprawdę to jest zadanie dla NBP? Czy rolą banku centralnego jest informowanie o tym, co jest, a co nie jest rzekomą „narracją Kremla”?

Pożądana neutralność

Odpowiedzi wydają się oczywiste. Prezes NBP powinien zachować daleko idącą powściągliwość i neutralność, gdy wypowiada się o bieżącej polityce, a także liczyć się z tym, że niezależny obserwator może odbierać niektóre działania banku centralnego i jego organów jako przejawy wspierania partii rządzącej.

Inicjatywy podejmowane przez NBP szkodzą ustrojowi państwa na dwa sposoby. Z jednej strony podważają równość szans kandydatów i komitetów wyborczych – poprzez lukrowane wypowiedzi na temat polityki gospodarczej obecnej władzy i negatywne opinie względem opozycji i jej postulatów. To samo w sobie zagraża uczciwości nadchodzących wyborów i prawu każdego obywatela do rzetelnej informacji o stanie państwa, zanim ten podejmie decyzję przy urnie wyborczej. To całkowicie wypacza zasady demokracji, w tym jej kluczowy komponent, jakim jest możliwość rozliczenia rządzących przy wyborach.

Z drugiej strony NBP, podobnie jak sądy, powinien działać niezależnie od jakichkolwiek wpływów (choćby były one pośrednie) i sam aktywnie zabiegać o to, by być postrzeganym jako instytucja neutralna i nieuwikłana w bieżącą politykę.

W momencie, w którym nie można wykluczyć obiektywnych wątpliwości co do braku niezależności banku centralnego i jego prezesa od polityków, kończy się zaufanie do podejmowanych przez niego działań.

Konsekwencje braku zaufania

Brak zaufania przekłada się z kolei na trudności w planowaniu decyzji gospodarczych (zarówno tych domowych, jak i tych na skalę krajową) czy przewidywaniu ich skutków, a także na ograniczoną wiarę inwestorów w to, że Polska jest państwem atrakcyjnym gospodarczo, a decyzje banku centralnego mają długofalowy horyzont i nie są podejmowane pod wpływem bieżącej polityki.

W każdym z tych scenariuszy przegrywamy wszyscy – tak, gdy chodzi o wolne wybory, nasze portfele, jak i zaufanie do tego, czy instytucje działają rzeczywiście na rzecz obywateli czy raczej rządzącej większości.

Marcin Zieliński jest prezesem zarządu i głównym ekonomistą fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju, a Patryk Wachowiec analitykiem prawnym FOR

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację