Jerzy Hausner i Mirosław Gronicki („Polska gospodarka na grząskim terenie”, „Rzeczpospolita”, 12.06.2023) „nie chcą koncentrować się na analizie tego co przejściowe, lecz na tym co względnie trwałe”. Po czym snują komentarze o sprawach bieżących: inflacji, popycie, budżecie, inwestycjach i – zwłaszcza – płacach i kosztach pracy.
Wymowa tych komentarzy jest zwyczajowo krytyczna i raczej mało konstruktywna. Mamy tu katalog pobożnych życzeń, nie wiadomo do kogo adresowanych. Zagrożeniem numer jeden jest dla nich „dynamika wynagrodzeń” (zwłaszcza w relacji do dynamiki wydajności). Otóż kształtowanie się płac i wydajności jest w gospodarce rynkowej zasadniczo regulowane mechanizmami rynku (bywa, że konkurencyjnego niedoskonale). Jałowe utyskiwanie na płace i wydajność niczego tu nie zmieni.
Czytaj więcej
Sytuacja jest do opanowania, jeśli ma się dobre rozpoznanie terenu i wysokie umiejętności nawigacyjne. Niestety, tego nam brakuje. Co może oznaczać, że ugrzęźniemy w stagnacji na dłużej.
Na zakończenie obszernej całości autorzy wzywają, jednak znowu dość ogólnikowo i bezadresowo, do „rewizji dogmatów”. Za wezwaniem tym chętnie podążę – ustosunkowując się do ich własnej interpretacji tego, co dzieje się z płacami, a zwłaszcza t.zw. jednostkowymi kosztami pracy (JKP).
Wzrost PKB a wzrost płac
Autorzy twierdzą, że „przez trzy dekady wzrost wydajności był wyższy niż wzrost wynagrodzeń (…) teraz jest inaczej. Rosną więc jednostkowe koszty pracy”. Otóż dane (por. wykres) tego dogmatu nie potwierdzają. Od 2005 r. udział płac w PKB jest – grosso modo – stały. Wzrost płacy na jednego pracującego był – z grubsza – taki sam jak wzrost (nominalny) PKB wytwarzanego przez jednego pracującego. Wbrew temu co twierdzą autorzy, właśnie ostatnio (w 2022 r.) odnotowaliśmy pewien wzrost produkcji (PKB) przekraczający wzrost płac – i wyraźny spadek JKP. Prawdziwie silny wzrost wydajności nierekompensowanej wzrostem płac miał miejsce pomiędzy miedzy latami 2001 a 2004 (czyż nie wtedy właśnie szanowni autorzy zarządzali gospodarką polską?).