Stańczuk, Twardawa: Jaki model finansowy dla atomu

Należy wierzyć, że polski program energetyki jądrowej nie zostanie przygotowany tak jak ustawa wiatrakowa – w ostatniej chwili na serwetce.

Publikacja: 19.04.2023 03:00

Stańczuk, Twardawa: Jaki model finansowy dla atomu

Foto: Adobe Stock

Realizacja wielu projektów inwestycyjnych za publiczne pieniądze staje się polską piętą achillesową, która może pogrzebać szanse rozwojowe naszej gospodarki. Nie chodzi już tylko o sztandarowy przykład marnotrawstwa związanego z fatalnym przygotowaniem budowy elektrowni w Ostrołęce i wyrzuceniem w błoto blisko 2 mld zł. Tych projektów jest coraz więcej. Mają one wspólny mianownik: brak profesjonalnego przygotowania inwestycji, sensownej analizy ryzyka i ich mitygantów, uzasadnienia finansowego realizacji inwestycji, a także koncepcji i modelu finansowania.

Atom jest niezbędny

O wątpliwościach związanych z CPK pisał niedawno w „Rzeczpospolitej” dr Wojciech Warski („Lotnisko plus”, 10 marca 2023 r.). My zajmiemy się innymi ważnymi dla polskiej gospodarki i przedsiębiorców projektami: budową reaktorów jądrowych, która jest niezmiernie istotna dla powodzenia transformacji energetycznej naszej energetyki.

Atom różni się od CPK – w jego przypadku uzasadnienie sensu inwestycji jest oczywiste. Polska musi w niewiele ponad dekadę wyeliminować ślad węglowy z energetyki. Jeśli to nie nastąpi, polskie firmy będą usuwane z łańcucha dostaw globalnych firm.

Zakwestionowany zostanie model naszej gospodarki, który przyczynił się do bezprzykładnego w historii wzrostu gospodarczego i szybkiego nadrabiania zapóźnień rozwojowych w stosunku do Europy Zachodniej i cywilizowanego świata. Już dzisiaj banki komercyjne wycofują się z finansowania projektów ze śladem węglowym. Nie jest to wymysł UE, tylko trend światowy, i nie ma szans na jego odwrócenie.

Projekty elektrowni jądrowych są istotne, bo mogą zastąpić węgiel jako stabilne źródło energii i zapewnić zeroemisyjność energetyki w interakcji ze źródłami odnawialnymi (OZE), które powinny być bezwzględnie, a nie na pół gwizdka wspierane, jak to stało się ostatnio z nowelizacją ustawy 10H. Decyzję o realizacji projektów jądrowych należy zatem ocenić pozytywnie, niemniej nadal kontrowersyjny jest model finansowy tego przedsięwzięcia. Energetyka jądrowa staje się sztandarowym projektem mającym zapewnić odejście od technologii węglowej w systemie energetycznym Polski.

Pytania o finansowanie

Przyjrzyjmy się zatem, jak wyglądał wybór technologii jądrowych i czy ich realizacja może gwarantować sukces, definiowany jako dotrzymanie harmonogramu rzeczowo-finansowego z mitygacją ryzyk projektowych. I jaki model finansowania projektu wybrano, bo to najważniejsza informacja dla polskiego konsumenta energii, który musi wiedzieć, jakie będzie musiał ponieść obciążenia z tego tytułu. I tu zaczynają się problemy, bo opinia publiczna nie zna odpowiedzi na większość pytań związanych z projektami, z których każdy kosztuje najprawdopodobniej ponad 100 mld zł.

Co wiemy? We wrześniu 2022 r. amerykański Westinghouse złożył niewiążącą ofertę, a już dwa miesiące później strona polska wybrała technologię i daje do wiadomości, że w połowie 2023 r. chce podpisać kontrakt. W dziewięć miesięcy chcemy zatem zamknąć proces, który nigdzie na świecie nie trwa krócej niż dwa lata.

Sama koncepcja liczy zwykle ok. 3500 stron, których analiza ze zrozumieniem nie jest możliwa w zaledwie dwa miesiące. Dzisiaj brakuje szeroko udostępnionych raportów o ekonomicznym i środowiskowym uzasadnieniu dla projektu rozwoju wielkoskalowej energetyki jądrowej, uwzględniających tendencje rozwojowe w światowym sektorze energetycznym i krajowe uwarunkowania systemu energetycznego oraz skutków, jakie dla tego systemu miałaby budowa dużych bloków jądrowych. Dopiero to mogłoby stanowić punkt wyjścia do szeroko zakrojonej dyskusji i wypracowania rekomendacji dla decyzji o finansowaniu, jakie zaproponuje rząd.

W Niemczech, by rozpocząć dyskusję o wycofaniu się z energetyki węglowej, powołano komisję składającą się nie tylko z przedstawicieli partii politycznych, ale też biznesu, organizacji społecznych. W sześć miesięcy opracowała ona dla rządu raport z ustaleń. Ułatwiło to podjęcie później tej trudnej społecznie i politycznie decyzji.

Trudno w naszej „kulturze” politycznej wyobrazić sobie podobny tryb postępowania, ale przynajmniej warto mieć świadomość, jak takie decyzje podejmowane są gdzie indziej. Ale najważniejszym problemem jest to, że wybór technologii w Polsce odbył się w całkowicie nietransparentny sposób bez procedury przetargowej, co powinno być normą nie tylko dlatego, że jesteśmy członkiem UE.

Co ze wsparciem państwa

Nie sądzimy, by wojna na Ukrainie tłumaczyła wybór drogi na skróty, bo w ten sposób projekt z definicji odcina się od możliwego wsparcia unijnego. Dodatkowo kreowane są komplikacje z notyfikacją niewątpliwie koniecznej pomocy publicznej przez KE dla systemu wsparcia. Jeszcze nigdzie na świecie nie powstał komercyjny projekt jądrowy bez odpowiedniego wsparcia ze strony państwa. To podstawowy element struktury finansowania, koszty finansowe stanowią bowiem aż 70 proc. ogólnych kosztów projektu.

Na ten temat oficjalnie nie wiemy nic. Minister klimatu Anna Moskwa w jednej z wypowiedzi krótko stwierdziła, że w Polsce nie będzie żadnego „podatku atomowego”. Gdyby tak miało się stać, oznaczałoby to, że koszty energii jądrowej musiałyby być albo ekstremalnie wysokie, albo obciążyłyby w całości budżet państwa, zwiększając dług publiczny. I jedno, i drugie rozwiązanie nie jest akceptowalne i możliwe.

Przyjrzyjmy się zatem, jakie modele wsparcia publicznego wchodzą w grę i mogą być zaakceptowane jako dozwolona pomoc publiczna, a jednocześnie miałyby charakter pozabudżetowy. Sprawdzonym modelem w Europie jest kontrakt różnicowy, w którym inwestorzy pokrywają wszystkie ryzyka projektowe, a w zamian mają gwarantowaną cenę energii po starcie. Tak wybudowany został reaktor Hinckley Point C w Wielkiej Brytanii, notyfikowany przez KE.

Dwa podejścia

Mimo że inwestorzy dążyli zwykle do wynegocjowania wysokiego pułapu ceny, co miało rekompensować wysokie koszty ryzyka, ale z wszystkimi negatywnymi konsekwencjami dla konsumentów, trudno będzie w obecnych, nieprzewidywalnych warunkach rynkowych znaleźć chętnych do wyłożenia olbrzymich pieniędzy. Z tego powodu nie zrealizowano kilku projektów (Wylfa Newydd czy Moorside) – inwestorzy oczekiwali bardzo wysokiej ceny gwarantowanej.

Dlatego powstał inny model: RAB (regulated asset base). By przyciągnąć szerszą bazę inwestorów, przewiduje on podział ryzyka projektu między inwestorów i konsumentów energii w trakcie budowy reaktora poprzez specjalną dopłatę do rachunku za energię. Dzięki temu redukuje się ryzyko dla inwestorów, którzy powinni być skłonni zaakceptować niższą stopę zwrotu z zaangażowanego kapitału.

W takim modelu wzrasta też zaangażowanie strony publicznej, bo musi ona gwarantować dopłaty w określonej wysokości, co częściowo ma charakter zobowiązań budżetowych (obciąża dług publiczny), ale demonstruje rządowe wsparcie dla projektu. Istotnie spadają wówczas koszty inwestycyjne w początkowej fazie realizacji, zwiększa się pewność i stabilność przepływów pieniężnych, a zwrot z projektu staje się bardziej przewidywalny i trwały. Co istotne, model ten może też liczyć na przychylność KE przy notyfikacji pomocy publicznej.

Nie możemy też zapominać o rozwoju technologii SMR, czyli produkowanych seryjnie reaktorach o mocy do 300 MW, które można transportować i instalować w miejscu eksploatacji. Główną ich zaletą, obok niższych kosztów zakupu, krótszego montażu i uruchomienia, jest ich modularność, a tym samym współpraca reaktorów jądrowych z OZE.

Wielkoskalowe reaktory jądrowe nie są zdolne z powodów technicznych i ekonomicznych do szybkiej i niskokosztowej regulacji ilości produkowanej energii, dlatego SMR mogą być świetnym uzupełnieniem naszego mixu energetycznego przy rosnącej podaży energii z OZE.

Co zamiast podatku atomowego

W przypadku polskiego projektu jądrowego pojawiają się w tym zakresie same wątpliwości. Najprawdopodobniej dopłatę do rachunków za energię miała na myśli min. Moskwa mówiąc, że u nas nie będzie podatku atomowego. Jeśli tak, to wyklucza modele wsparcia, które są akceptowane przez KE. Co w zamian? Tego właśnie nie wiemy.

W przestrzeni publicznej pojawiają się czasami wypowiedzi, że rząd rozważa wprowadzenie własnego modelu wsparcia, tzw. modelu SAHO, opracowanego przez dwójkę naukowców z SGH. Niestety, nie został on zweryfikowany jak dotąd przez żadną liczącą się w świecie finansów renomowaną firmę konsultingową, dlatego trudno spodziewać się, by był poważnie potraktowany w Europie.

Proces negocjacji z Westinghouse wydaje się co najmniej dziwny. Zadziwiające są decyzje o wyborze technologii bez jakichkolwiek zobowiązań finansowych ze strony amerykańskiej, bez wyboru modelu wsparcia etc. To bardzo osłabia pozycję negocjacyjną strony polskiej. Nadal zatem możemy być pewni pochwał od Donalda Trumpa, analogicznie do jego stwierdzenia, że Polska to bardzo bogaty kraj, skoro stać go na zakup drogich samolotów F-16 praktycznie bez negocjacji.

Oferta Westinghouse broni się geopolitycznie, więc raczej chodzi tu o profesjonalne przygotowanie projektu od strony regulacyjnej, legislacyjnej i wyegzekwowanie jak największego zaangażowania finansowego strony amerykańskiej przez polskich negocjatorów.

W przypadku drugiego projektu jądrowego, który ma być realizowany przez Koreańczyków, państwowy PGE i prywatny ZE PAK, też nie było przetargu, chociaż mechanizmy wsparcia projektu przez państwo będą musiały być finalnie wbudowane do modelu. Notyfikacja pomocy publicznej wydaje się zatem nieunikniona.

Chwila refleksji

Wypada mieć nadzieję, że przed podpisaniem umów z firmami technologicznymi, które mogą narazić Polskę na wysokie kary umowne w razie ich niedotrzymania (choćby przez brak unijnej notyfikacji pomocy publicznej), nastąpi chwila refleksji u polskich decydentów rządowych. Know how jest głównie w Europie, której jesteśmy immanentną częścią. Pozostaje wierzyć, że polski program atomowy nie zostanie przygotowany analogicznie do ustawa wiatrakowej w ostatniej chwili na serwetce.

Maciej Stańczuk jest przewodniczącym komisji transformacji energetycznej BCC i wiceprezesem Rafako, a dr inż. Mariusz Twardawa – wiceprezesem Rafako Innovation sp. z o.o.

Realizacja wielu projektów inwestycyjnych za publiczne pieniądze staje się polską piętą achillesową, która może pogrzebać szanse rozwojowe naszej gospodarki. Nie chodzi już tylko o sztandarowy przykład marnotrawstwa związanego z fatalnym przygotowaniem budowy elektrowni w Ostrołęce i wyrzuceniem w błoto blisko 2 mld zł. Tych projektów jest coraz więcej. Mają one wspólny mianownik: brak profesjonalnego przygotowania inwestycji, sensownej analizy ryzyka i ich mitygantów, uzasadnienia finansowego realizacji inwestycji, a także koncepcji i modelu finansowania.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację