Reklama
Rozwiń

Hubert A. Janiszewski: Skończmy z uzależnieniem od energii z Rosji

Wobec barbarzyńskich ataków rosyjskich w Mariupolu, Charkowie, Kijowie i innych miastach Ukrainy Unia Europejska powinna podjąć decyzję o stopniowym wprowadzeniu embarga na import surowców energetycznych z Rosji.

Publikacja: 22.03.2022 21:00

Hubert A. Janiszewski: Skończmy z uzależnieniem od energii z Rosji

Foto: Andrey Rudakov/Bloomberg

Inwazja Rosji na Ukrainę spowodowała wprowadzenie przez kraje członkowskie Unii Europejskiej i NATO wielu ekonomicznych sankcji skierowanych przeciwko Federacji Rosyjskiej. Jedną z propozycji sankcji – na razie niewdrożoną – jest wstrzymanie przez kraje UE importu surowców energetycznych z Rosji. UE jest w 60 proc. uzależniona od importu takich surowców, oceńmy zatem realność całkowitego wstrzymania importu surowców energetycznych z Rosji.

Dostawy z Rosji stanowiły 41,1 proc. importu naturalnego gazu do Unii (2019 r.), z Norwegii – 16,2 proc., z Algierii – 7,6 proc., z Kataru – 5,2 proc., a z innych kierunków – 29,9 proc.

W przypadku importu ropy naftowej Rosja dostarczała 26,9 proc., Irak – 9 proc., Nigeria – 7,9 proc., Arabia Saudyjska – 7,7 proc., Kazachstan – 7,3 proc., Norwegia – 7 proc., Libia – 6,2 proc., USA – 5,3 proc., Wielka Brytania – 4,9 proc., Azerbejdżan – 4,5 proc., Algieria – 2,4 proc. Z innych kierunków pochodziło 10,9 proc. importu.

Z kolei w przypadku węgla dostawy z Rosji stanowiły 46,7 proc. importu, z USA – 17,7 proc., z Australii – 13,7 proc., z Kolumbii – 8,2 proc., z RPA – 2,8 proc. Na inne kierunki przypadało 10,9 proc.

Jak widać, dostawy z Rosji dominowały we wszystkich trzech segmentach, z kolei Norwegia w przypadku ropy i gazu zajmowała drugą pozycję. Najbardziej zdywersyfikowane były dostawy ropy naftowej, a potem węgla.

OZE to niezależność od importu

Dla pełniejszego obrazu warto też uzmysłowić sobie stopień ogólnej zależności państw członkowskich UE od importu surowców energetycznych, który w poszczególnych krajach jest następujący: Malta – 98 proc., Luksemburg 97 proc., Cypr – 96 proc., Włochy – 78 proc., Belgia – 78 proc., Litwa – 77 proc., Hiszpania – 77 proc., Grecja – 76 proc., Portugalia – 75 proc., Austria – 75 proc., Słowacja – 74 proc., Węgry – 73 proc., Irlandia – 73 proc., Niemcy – 72 proc., Holandia – 71 proc., Chorwacja – 58 proc., Słowenia – 56 proc., Francja – 50 proc., Polska – 49 proc., Łotwa – 47 proc., Finlandia – 44 proc., Czechy – 40 proc., Dania – 38 proc., Bułgaria – 38 proc., Rumunia – 37 proc., Szwecja – 37 proc. i Estonia – 5 proc. Średnia dla całej Unii wynosi 60 proc.

Warto podkreślić, że w okresie 2000–2019 w największym stopniu zmniejszyły stopień zależności energetycznej: Portugalia, Irlandia, Łotwa, Finlandia i Estonia, co należy uzasadnić m.in. wielkim postępem w rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE).

Z przytoczonych danych statystycznych wynika, że podjęcie decyzji o natychmiastowym całkowitym wstrzymaniu importu surowców energetycznych z Rosji jest trudne. A przynajmniej dla kilku krajów prawdopodobnie niemożliwe. Groziłoby to bowiem nagłym załamaniem się niektórych gałęzi ich gospodarki.

Embargo – tak, ale stopniowe

Niemniej, wobec narastających, barbarzyńskich ostrzeliwań obiektów cywilnych przez artylerię rosyjską w Mariupolu, Charkowie, Sumach, Kijowie i innych miastach Ukrainy decyzja o embargu na import z Rosji powinna zostać podjęta. Prawdopodobnie powinno być ono stopniowe, a dostawy z Rosji powinny zanikać w miarę rozbudowy infrastruktury i przekierowania kierunków importu.

Trudna sytuacja Europy wydaje się efektem braku obiektywnej oceny możliwych konsekwencji uzależnienia się od jednego dostawcy. Oraz swego rodzaju naiwności, że bez względu na relacje polityczne Rosja zawsze będzie realizować dostawy surowców energetycznych, bo to jest w jej interesie.

Uzależnienie od importu surowców energetycznych (gazu) z Rosji jest w poszczególnych krajach UE zróżnicowane. W czołówce uzależnionych są Węgry i Słowacja – po 28 proc. całego miksu energetycznego, dalej Łotwa – 23 proc., Austria – 22 proc., Litwa – 16 proc., Niemcy – 13 proc., Bułgaria – 13 proc., Włochy – 12 proc., Czechy i Polska – po 10 proc. Najmniej zależnymi od importu gazu z Rosji są: Irlandia, Portugalia, Hiszpania, Holandia, Belgia, Francja i Rumunia, gdzie stanowi on zaledwie 0–2 proc. miksu energetycznego.

Radykalnie może zmienić sytuację i uniezależnić Europę od szantażu Rosji przekierowanie kierunków importu, zwiększenie importu gazu skroplonego (LNG), rozbudowa infrastruktury przesyłowej wewnątrz UE oraz budowa terminali gazowych, przede wszystkim w Niemczech. To sprawi, że sankcje nałożone na Rosję mogą działać przez długi okres.

Oczywiście pociąga to za sobą koszty – różne dla różnych gospodarek. Think tanki, takie jak Bruegel, Econtribute czy Leopoldina, oceniają je na kwotę 75–175 mld euro. Może się ona wydać ogromna, ale przecież stanowi zaledwie 1,25 proc. PKB całej Unii Europejskiej!

Wstrzymanie importu gazu z Rosji i zastąpienie go gazem z innych kierunków jest możliwe prawdopodobnie w ciągu 12–18 miesięcy. W połączeniu oczywiście z rozbudową infrastruktury dystrybucyjnej (np. terminali LNG) oraz istotnie zwiększonymi inwestycjami we wszelkiego typu instalacje OZE oraz w produkcję energii w elektrowniach jądrowych.

Ułatwienie dla Zielonego Ładu

Taka polityka – niejako wymuszona sankcjami na Rosję – doskonale wpisuje się w Zielony Ład przyjęty przez Unię jako sposób na zatrzymanie szkodliwych zmian klimatu. To powinno ułatwić jego wdrażanie, szczególnie w takich krajach, gdzie transformacja energetyki jest w powijakach, np. w Polsce.

Takie kraje, jak Wenezuela lub objęty embargiem Iran, z pewnością byłyby gotowe zastąpić Rosję jako jednego z wiodących dostawców ropy naftowej do Unii. W 2020 r. Niemcy importowały 85,54 mln ton ropy, z czego 30 proc. z Rosji, Francja – 59,79 mln ton, ale z Rosji zaledwie 3 proc., Włochy – 37,77 mln ton, w tym 10 proc. z tego kierunku, Polska – 27,82 mln ton (70 proc. z Rosji), Holandia – 22,96 mln ton (13,1 proc.), Belgia – 17,7 mln ton (30 proc.), Szwecja – 7,56 mln ton (8 proc.).

Do największych eksporterów do UE należą: rosyjskie Rosniefet (20 proc.) i Lukoil (13 proc.), norweski Statoil (11 proc.), Saudi Aramco (8 proc.), amerykańskie Exxon (6 proc.) i Chevron (5 proc.) oraz rosyjski Gazprom (4 proc.). Kilkuprocentowe udziały mają państwowe monopole z Libii i Algierii.

Powtórka z historii

Średnia dzienna sprzedaż przez Rosję ropy i pochodnych do krajów UE jest warta niebagatelną kwotę 285 mln dol., czyli około 1,23 mld zł. Roczna wartość importu ropy i pochodnych z Rosji w 2021 wyniosła: w Niemczech – 23,6 mld dol., w Polsce – 14,7 mld dol., w Holandii – 11,4 mld dol., w Finlandii – 6,7 mld dol., w Belgii – 6,6 mld dol.

Goldman Sachs ocenia, że ubytek 2 mln baryłek ropy naftowej dziennie z Rosji przypominałby takie wstrząsy, jak rewolucja w Iranie w 1978 (ubytek 5,6 mln baryłek dziennie), arabskie embargo z 1973 (4,3 mln) lub strajki w Wenezueli w 2002 (2,3 mln). Ten sam bank ocenia, że po około sześciu miesiącach dodatkowe dostawy ropy do Europy mogłyby wynieść: z Arabii Saudyjskiej – 1,3 mln baryłek dziennie, z ZEA – 1,15 mln, a z Kuwejtu – 0,25 mln. Łącznie 2,7 mln baryłek dziennie.

Uniezależnienie w dwa–dwa i pół roku

Warto na koniec sprawdzić, które sektory gospodarki konsumują najwięcej ropy i jej pochodnych. To transport drogowy – aż 47,56 proc., z czego dwie trzecie to diesel, jedna czwarta – benzyna, a reszta – biopaliwa. Transport wodny ma 9,12-proc. udział, transport lotniczy – 4,55-proc., mieszkalnictwo – 6,6-proc., przemysł nieenergetyczny – 15,41-proc., a energetyka – 4,89-proc. Dopiero taki pełny obraz struktury konsumpcji ropy naftowej w EU daje podstawy do określenia tempa wdrażania sankcji powiązanych z importem nośników energetycznych. Powinny one prowadzić w perspektywie dwóch–dwóch i pół roku do całkowitego uniezależnienia się UE od dostaw z Rosji.

Dla pełnej analizy należy jeszcze ocenić import węgla do UE z Rosji, skąd (2019) pochodziło 46,7 proc. importu, z USA – 17,7 proc., z Australii – 13,7 proc., z Kolumbii – 8,2 proc., a z RPA – 2,8 proc. Tu znaczące wydają się możliwości zastąpienia Rosji dostawami np. z Australii i RPA.

Czas, w którym UE będzie ograniczać i eliminować import surowców energetycznych z Rosji, winien zostać wykorzystany dla stworzenia trzech wspólnych platform zakupowych UE – dla gazu, ropy i węgla. To z pewnością spowoduje możliwości znaczących obniżek cen i umocni pozycję przetargową UE wobec dostawców, z korzyścią dla gospodarek całej Unii.

W kontekście sankcji oraz możliwości przekierowania kierunków importu warto zwrócić uwagę na zasoby naturalne Ukrainy w postaci złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, uranu, rud żelaza, węgla kamiennego itd. Zaoferowanie Ukrainie statutu kandydata do UE, a w konsekwencji pełnego członkostwa wzmocniłoby po wojnie gospodarkę całej UE, a sankcje nałożone na Rosję stałyby się bardziej dotkliwe.

Zdecydowane działanie UE powinno mieć wpływ na zatrzymanie inwazji na Ukrainę, bo szybko odetnie agresora od środków pozwalających na finansowanie wojny. Od początku wojny, czyli od 24 lutego, Rosja z tytułu sprzedaży tylko ropy i gazu pozyskała – jak się ocenia – 10–15 mld euro.

Musimy w naszym własnym interesie powstrzymać agresywną politykę Rosji Putina za pomocą ostrych sankcji. Nawet za wysoką cenę. Mogą się bowiem spełnić wypowiedziane niejednokrotnie przez niego słowa, że po Ukrainie przyjdzie czas na kraje bałtyckie, a także Polskę. Stara maksyma „Si vis pacem, para bellum” ma zastosowanie także w przypadku „wojny surowcowej”.

Dr Hubert A. Janiszewski jest ekonomistą, członkiem Polskiej Rady Biznesu i członkiem rad nadzorczych spółek notowanych na GPW

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku