Żółwie tempo dochodzenia Komisji Europejskiej wobec Gazpromu, od początku nie wróżyło dobrze decyzji końcowej. Po pięciu latach od wszczęcia postępowania, śledztwo nie zostało zakończone. Jednak w ostatnich dniach odpowiedzialna za dochodzenie komisarz ds konkurencji uaktywniła się medialnie, zapewniając, że decyzja jest blisko.
Dziś pani komisarz informuje, że musi minąć jeszcze siedem tygodni, by świat usłyszał wyrok w sprawie. Tyle bowiem dostały na przeslanie swoich komentarzy nt. rosyjskich propozycji, poszkodowane przez Gazprom kraje. Są to Polska, Bułgaria, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Słowacja i Węgry.
Przyznam, że przedstawienie sprawy przez Brukselę jest co najmniej dziwne. Według komunikatu „rosyjski koncern zobowiązał się do wyeliminowania ograniczeń dotyczących reeksportu gazu i jego ułatwienia. Ceny gazu w Europie Środkowej i Wschodniej mają odzwierciedlać ceny rynkowe".
Przede wszystkim nie wiadomo, co ustaliło dochodzenie Komisji. Jeżeli bowiem Gazprom sam zobowiązuje się, że wyeliminuje ograniczenia, to znaczy, że takie bariery wcześniej stosował; podobnie jak to, że odbiorcy z Europy Środkowo-Wschodniej mają dostać ceny rynkowe rosyjskiego gazu. Czyli wcześniej tych cen wobec Polski i innych Gazprom nie stosował.
Jeżeli tak to wygląda, to unijnej prawo antymonopolowe zostało złamane w wielu punktach. W takiej sytuacji, zobowiązania Gazpromu muszą być obowiązkowym, ale tylko dodatkiem do nałożonej na Rosjan kary. A kara ta, jak wcześniej wyliczali różni eksperci, może sięgnąć nawet 15 mld euro.