– Właśnie przystępujemy do operacji zahamowania wypływu ropy – obwieścił Bob Dudley z BP. – Ale ponieważ zrobią to roboty na głębokości ponad 1500 metrów, musimy być ostrożni. Wszystko będzie gotowe do końca tygodnia.

Będzie to już siódma próba opanowania awarii. Wcześniej usiłowano m.in. wpompować muł i cement, aby zablokować wypływ oraz opuścić na dno kopułę przykrywającą pęknięcie przewodów. Teraz technicy chcą opuścić na dno podobną konstrukcję (Lower Marine Riser Package), przeciąć uszkodzone rury i dokładnie dopasować w tym miejscu nową końcówkę.

Co jeżeli się nie uda? Podczas tej operacji wyciek może się jeszcze powiększyć – o 20 proc. – mówi doradca Białego Domu ds. energii i środowiska Carol Browner. BP wykonuje obecnie dwa dodatkowe odwierty, które mogą położyć kres głównemu wyciekowi ropy. Ale ta operacja zakończy się dopiero za dwa miesiące. – Musimy być przygotowani na najgorsze – przyznała Browner. Jej zdaniem to największa katastrofa ekologiczna tego rodzaju w historii USA, gorsza niż wyciek z tankowca „Exxon Valdez” na Alasce w 1989 roku. Już teraz do morza trafiło co najmniej 20 mln galonów (ponad 75 mln litrów) ropy. Od 12 do 19 tys. baryłek dziennie. Szacunkowe dane administracji amerykańskiej mówią nawet o blisko 30 mln galonów (prawie trzykrotnie więcej niż z „Exxon Valdez”).

Na walkę z katastrofą BP poświęcił już blisko miliard dolarów. Jednak politycy atakujący koncern twierdzą, że BP nie zrobił wszystkiego, co można, by uniknąć katastrofy. – BP od początku do końca zmyśla. Nie mam do nich za grosz zaufania – mówi kongresmen Ed Markey. W niedzielę „The New York Times” poinformował, że jeszcze przed wypadkiem 20 kwietnia inżynierowie BP wiedzieli o niewłaściwym funkcjonowaniu platformy Deepwater Horizon.