Nie można po prostu skrzyknąć się i stworzyć taki rynek kultury alternatywnej?
Ja nie mam na to czasu, poza tym czuję, że tu znaczącą rolę powinno odegrać państwo, a z drugiej strony wierzę w regulacyjną siłę rynku. Do mnie w tym momencie należy tylko wydawanie komiksów, co robię najlepiej, jak potrafię.
Po aferze z Chopinem [w lutym br. ambasada RP w Niemczech wydała pełen wulgaryzmów komiks o Fryderyku Chopinie - przyp. red.] komiks chyba nie ma najlepszej prasy.
Tak naprawdę ma taką samą, jak i wcześniej. I w dalszym ciągu obchodzi niewielu. Wiesz, co mnie najbardziej boli w tej całej aferze? Że jej w ogóle nie było. Że dziś nikt już o niej nie pamięta. Te same media, które ją rozdmuchały, kopiując od siebie nawzajem tę samą niesprawdzoną, tendencyjną informację, bardzo szybko przestały się nią interesować. W zasadzie codziennie kreuje się jakąś aferę obliczoną na błyskawiczny medialny efekt, bo my, społeczeństwo żyjemy już tylko emocjami, bez żadnej refleksji. Wszyscy dzisiaj mamy pamięć złotej rybki. Między innymi dlatego tak trudno przebić się z czymś do świadomości ogółu.
Ale przecież najmłodsze pokolenia czytają komiksy, jest ich masa na rynku.
Tak, setki tysięcy dzieciaków, czytających „Kaczory Donaldy”, „Gwiezdne Wojny”, „Ben 10” i inne komiksowe magazyny, które można kupić w każdym kiosku, znają język komiksu i teoretycznie powinny sięgać po niego, gdy dorosną. Tylko oczywiście po inne tytuły. Ale tak się nie dzieje, gdzieś tę potrzebę wypierają. Może dlatego, że w pewnym momencie – w szkole, w domu - mówi się im, że to niepoważna rzecz, dla dzieciaków, głupia. I odchodzą od komiksu. A komiks to świetne medium na dzisiejsze czasy, pełne tych samych emocji, które dostarczają literatura, czy kino, ale też mądrego przekazu.