Stasiu, nie celuj do ludzi

Zabawa w wojnę. Psychologowie o tym, czy pozwolić dziecku "strzelać" plastikowym karabinem, czy nie

Aktualizacja: 01.07.2009 02:39 Publikacja: 30.06.2009 19:12

Stasiu, nie celuj do ludzi

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

Szkodliwość militarnych zabawek obrosła mitem. Wciąż jednak są bardzo popularne. Do najchętniej kupowanych należą nie tylko pistolety z plastiku, ale i kosztowne, skomplikowane modele "broni". Tymczasem spór wokół wojennych zabaw wciąż trwa. Towarzyszy mu wiele nieporozumień. Podzieleni są nie tylko rodzice, ale i psychologowie.

– Moi przyjaciele z dzieciństwa bawili się patykami, udając, że to karabiny, i żaden z nich nie wyrósł na przestępcę! – mówi dr psychologii Katarzyna Markiewicz z UMCS w Lublinie.

– Owszem, dzieci zawsze bawiły się w wojnę – kontruje prof. dr hab. Maria Braun-Gałkowska, psycholog z lubelskiego KUL. – Ale też zawsze wyrastali z nich agresywni dorośli, którzy toczyli potem wojny prawdziwe!

[srodtytul]Eliminacja przeciwnika[/srodtytul]

Wojna, walka i broń towarzyszą człowiekowi od wieków. Dzieci zaś, bawiąc się, zwykle naśladują dorosłych. Uczą się świata, nie tylko obserwując najbliższych. Korzystają też z książek, telewizji czy Internetu.

– We wszystkich źródłach informacji mali chłopcy widzą, jak duzi chłopcy walczą i przynosi im to chwałę – mówi dr Aneta Borkowska, psycholog kliniczny z UMCS. – Potem odtwarzają tę walkę w zabawie.

Ważne jest, by, jak radzi prof. Braun -Gałkowska, wychowywać dzieci "do życzliwości".

Nie da się jednak wymazać z ich świadomości pojęcia wojny ani też wyeliminować jej zupełnie z dziecięcych zabaw. Nie tylko o media tu chodzi, ale i o ogromną część naszej historii. Dlatego wielu psychologów przyzwala na dziecięce militaria. Czy to oznacza, że popierają zabawę w zabijanie?

– Nic podobnego! – odpowiada dr Borkowska. – Trzeba wiedzieć, że dziecko nie łączy oddania strzału w zabawie z wyrządzeniem komukolwiek krzywdy!

– Może nawet nie rozumieć pojęcia śmierci – dodaje dr Grzegorz Iniewicz, psycholog z krakowskiego UJ.

Ich zdaniem kilkulatek, udając rycerza czy żołnierza, odgrywa po prostu jedną z wielu ról. Podobnie jak bawiąc się w dom czy sklep. Nie ma tu mowy o zabijaniu. Czy warto jednak uświadamiać przedszkolakowi, do czego może służyć prawdziwa broń? – Tak – odpowiada dr Iniewicz. – Ale odpowiednio do wieku. Tylko wtedy ma to sens.

Dziecko potrafi zrozumieć zjawisko śmierci pod koniec czwartego roku życia. Dopiero wtedy pojmuje jej nieodwracalność. Zawsze jednak oddzieli prawdziwą śmierć od tej na niby. W zabawie będzie miało co najmniej kilka "żyć".

[srodtytul]Fascynacja władzą [/srodtytul]

Zdaniem naukowców starsze dzieci, bawiąc się w wojnę, po prostu rywalizują. Chodzi tu tylko o umowną eliminację przeciwnika i bycie najlepszym. Jest to przecież zasadą każdej gry. "Zabicie" plastikowym pistoletem nie przełoży się w myśleniu dziecka na faktyczne pozbawianie kogoś życia.

Dr Anna Bokszczanin, psycholog z Uniwersytetu Opolskiego, posuwa się w opinii jeszcze dalej. – Popularność militarnych zabawek nie ma nic wspólnego z fascynacją zabijaniem. Oznacza natomiast fascynację władzą. Zauważmy, że dziecko żyje w świecie całkowicie zdominowanym przez dorosłych – wyjaśnia. – Miecz czy karabin daje mu w wyobraźni poczucie mocy i kontroli nad sytuacją.

O broni mówi się najczęściej w kontekście przestępczości i aktów przemocy. Jednak oznacza ona także obronę granic i walkę o honor kraju. Bycie bohaterem wojennym jest marzeniem niejednego chłopca. Wielu ma ich w historii swojej rodziny.

Dr Borkowska uważa, że chłopcy od zawsze "walczą", gdyż taka jest męska tradycyjna rola społeczna: żołnierza -obrońcy. Czy można zatem wysnuć wniosek, że zabawy "bronią" są współczesną namiastką dawnych rycerskich turniejów? Może są one chłopcom niezbędne, aby kiedyś osiągnęli społeczną dojrzałość?

– Niestety – odpowiada dr Borkowska. – Taka zabawa nie uczyni chłopca odważnym ani walecznym. To raczej odważni, energiczni i waleczni chłopcy sięgają po broń, dlatego że tacy właśnie są. Ten rys charakteru pozostanie u nich do końca życia. Istnieją przecież chłopcy wrażliwi, powolni i spokojni. Nie interesują ich wojenne zabawy. Podkreślam: ojcowskie próby uczynienia z nich "mężczyzn" na siłę szkodzą im bardziej, niż komukolwiek mógłby zaszkodzić plastikowy pistolet.

[srodtytul]Ruchomy cel [/srodtytul]

Po parkowej alejce biega pięcioletni Staś: "Pif – paf!, pif -paf"! – strzela do przechodniów. Jednemu w głowę, innemu tylko w kolana. Zdumione ofiary, zawstydzona mama. "Prosiłam, nie celuj do ludzi!" – krzyczy.

– To bez sensu! – komentuje sytuację dr Borkowska. – Po co miałby strzelać do ściany? Kupując zabawkę "broń", musimy zaakceptować wszystkie tego konsekwencje.

– Byłbym ostrożniejszy – oponuje dr Iniewicz. – Lepiej ustawić tarczę lub wyznaczyć inny nieożywiony cel. "Strzelanie" do przypadkowych osób może budzić w nich bardzo złe skojarzenia.

Wojna na niby. Szkodliwa lub nie, ale czy pożyteczna? Czy ktokolwiek podkreśla jej walory wychowawcze? Zamiast toczyć spory, może lepiej zabronić takich zabaw. Po prostu nie kupić wymarzonego miecza, tak na wszelki wypadek.

– Szkopuł w tym – odpowiada Anna Bokszczanin – że uzyskamy wtedy efekt odwrotny od zamierzonego. Militarna zabawka stanie się w oczach dziecka owocem zakazanym. A im bardziej zakazanym, tym atrakcyjniejszym.

Dr Bokszczanin przypomina, że wojna toczy się przecież w wyobraźni, więc do strzelania i tak wystarczy zwykły patyk. Nieosiągalnym w domu czołgiem można pobawić się u kolegi. I to przez całą wizytę. Jej zdaniem rodzice powinni zapewniać dziecku różnorodność zabaw i raczej odwracać jego uwagę od tych, których nie aprobują, niż kategorycznie ich zakazywać.

– Rodzice sądzą – mówi dr Bokszczanin – że jeśli nie będą kupować militarnych zabawek, wykształcą w dzieciach postawy nieagresywne i antywojenne. Nic bardziej błędnego! Droga do utrwalania takich postaw prowadzi przez własne postępowanie i wpajanie dziecku szacunku dla istot żywych. A to jest trochę trudniejsze...

[srodtytul]Atrakcyjna agresja [/srodtytul]

Agresywność człowieka jest cechą nabytą. Utrwala się ją w dzieciństwie, ucząc się relacji społecznych. Właściwość ta pozostaje typowa dla człowieka do końca jego życia. Tak mówi psychologia. Popularna opinia głosi, że to właśnie zabawa "bronią" przywodzi dzieci do agresji. Czy to możliwe?

– Tak – odpowiada prof. Braun -Gałkowska. – Przyzwyczajenie do agresji w zabawie zawsze przyzwyczaja do agresji rzeczywistej.

– Zważmy – dodaje prof. dr hab. Iwona Janicka, psycholog rodzinny z Uniwersytetu Łódzkiego – że agresja jest dla dzieci atrakcyjna. Chętniej oglądają "Atomówki" czy "Pokemony" niż "Misia Uszatka". Przez agresywne zabawy dziecko uczy się akceptować agresję innych. A także samo stosować rozwiązania siłowe. Drastycznie obniża się też jego wrażliwość na przemoc.

Z praktyki prof. Janickiej wynika, że dorośli wychowani na agresywnych wzorcach nie potrafią rozwiązywać swoich problemów inaczej niż z użyciem siły.

Dr Borkowska jest mniej radykalna w ocenie. – Militarne zabawki – mówi – mogą zaszkodzić jedynie dziecku wyraźnie agresywnemu we wszystkich dziedzinach życia. A to już patologia. Dopóki zaś pistolet czy miecz to tylko jedna z wielu, a nie jedyna, zabawka dziecka, nie ma czym się martwić – uważa.

– Tak naprawdę – popiera ją dr Bokszczanin – nauka nie ma jak dotąd żadnych dowodów na to, że agresja w dziecięcej zabawie wpłynie na agresję w dorosłym życiu.

Dr Bokszczanin powołuje się na badania naukowe prowadzone w holenderskich przedszkolach. Obserwowano tam zachowania dzieci między czwartym a siódmym rokiem życia. Badacze nie stwierdzili, by te bawiące się "militariami" były bardziej agresywne od tych, którym dawano zabawki naturalne. Co ciekawe, dziewczynki interesowały się zabawą w wojnę wcale nie rzadziej niż chłopcy. Ci, byli jednak agresywniejsi i bardziej aktywni.

Szkodliwość militarnych zabawek obrosła mitem. Wciąż jednak są bardzo popularne. Do najchętniej kupowanych należą nie tylko pistolety z plastiku, ale i kosztowne, skomplikowane modele "broni". Tymczasem spór wokół wojennych zabaw wciąż trwa. Towarzyszy mu wiele nieporozumień. Podzieleni są nie tylko rodzice, ale i psychologowie.

– Moi przyjaciele z dzieciństwa bawili się patykami, udając, że to karabiny, i żaden z nich nie wyrósł na przestępcę! – mówi dr psychologii Katarzyna Markiewicz z UMCS w Lublinie.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”