Wim Wenders zawdzięcza powstanie filmu portugalskiej grupie Madredeus. Jej członkowie zaś zawdzięczają Wendersowi światowe uznanie. W rzeczywistości i na ekranie związek między muzyką, obrazem i opowieścią stał się nierozerwalny.
Po melancholijnym instrumentalnym wstępie rozbrzmiewa głos Teresy Salgueiro – subtelny, a jednocześnie bolesny i poruszający. Można powiedzieć, że to od niego i samej Salgueiro zaczęła się „Lisbon Story". Wim Wenders znał dorobek Madredeus na długo przed rozpoczęciem prac nad obrazem, widział ich koncerty, miał wszystkie płyty. Najpierw dostrzegł Salgueiro i wprowadził ją do filmowej opowieści jako fascynującą, tajemniczą postać. To z jej powodu główny bohater, dźwiękowiec Philip Winter, zostaje w Lizbonie. Przyjechał tam, otrzymawszy pocztówkę od znajomego reżysera, który wzywał go do Portugalii, by nagrał „melodię miasta". Winter zjawia się w Lizbonie, ale nie zastaje reżysera – jedynie niedokończony film i zagadkę, do której rozwikłania prowadzą go intrygujące podpowiedzi.
Salgueiro zagrała w „Lisbon Story" samą siebie, a wraz z Madredeus stworzyła ścieżkę dźwiękową będącą nie tyle dopełnieniem, ile treścią zmysłowej historii. Filmowcy poszukiwali nieodkrytej, niepokazywanej wcześniej twarzy stolicy Portugalii. Madredeus podejmuje w muzyce podobne próby. Zespół założony w połowie lat 80. w Lizbonie, przy przystanku tramwajowym, od którego wziął nazwę, łączy tradycję fado z muzyką folkową.
Ścieżka dźwiękowa z „Lisbon Story" jest unikatową wyprawą – nie podróżą po cudzych śladach, ale oryginalną kompozycją, która tworzy oblicze miasta z ulotnych impresji i zmysłowych wrażeń. W „Lisbon Story" muzycy i Wenders badali magiczną warstwę życia, unikali reportażowej dosłowności. Dlatego nawet podróż do Lizbony nie gwarantuje spotkania z takim miastem, jakie w swej delikatnej i przesyconej emocjami muzyce odnaleźli Salgueiro i Madredeus.
„Lisbon Story" Kultowa Muzyka Filmowa, tom 12 EMI Music/Rzeczpospolita