Obserwatorzy rzeczywistości, zaopatrzeni w komórki z aparatem fotograficznym, nie chcą już pozostawać ze swoimi pracami w niszach fejsbukowych grup: postanowili ławą ruszyć w świat i publicznie pokazywać swoje prace. „Śniadaniowa" fotografia narodziła się w Australii, teraz po raz pierwszy trafiła do Polski. W piątek oficjalna premiera fotoalbumu w Byron Bay w australijskiej Nowej Południowej Walii, w sobotę wernisaż we Wrocławiu.
Przedsięwzięcie zostało nazwane przez inicjatorki - Susan Gourley i Zoe Trap, dwie artystki z Australii - „The Breakfast Club Diaries". To dlatego, że obie panie w nawale prac zarobkowych nie miały czasu na realizację swoich fotograficznych pasji, zdjęcia robiły więc w jedynej spokojniejszej chwili dnia - podczas porannego spaceru, bez celebracji i długotrwałych przygotowań światła, obiektu, miejsca. Poprzysięgły sobie jednak, że zamiast zalewania innych lawiną mniej lub bardziej udanych ujęć, dziennie będą umieszczać w sieci tylko jedno, jedyne zdjęcie.
Po kilku miesiącach na całym świecie chętnych do dołączenia do „śniadaniowego" klubu było tak wielu, że Zoe i Susan uznały, że pora na wyjście z internetowych ram i fizyczne zaistnienie w realu. Tak narodziła się idea wydania charytatywnego fotoalbumu. Kilka mięsięcy później – tym razem w Polsce, rozpoczęły się przygotowania do wystawy. Jednak wcześniej trzeba było, siłą rzeczy, dokonać ostrej selekcji materiału. Z tysięcy prac porannych fotografów trzeba było wybrać najwyżej dwieście zdjęć. Okazało się, że nawet w fejsbukowym świecie, który zasiedlali obywatele z różnych zakątków globu, możliwe jest zaprowadzenie demokratycznych rządów.
- Top prac do wystawy wybrała społeczność zaangażowana w ideę, czyli my sami. Taka zbiorowa weryfikacja i eliminacja niosły za sobą pewne zawirowania, część autorów wytypowanych zdjęć przestała się udzielać w grupie i musielismy do nich dotrzeć. Nie wszystkich udało się odnaleźć, więc typowaliśmy kolejne fotografie. Ponieważ facebook działa poza wszelkimi granicami terytorialnymi, mamy zdjęcia z praktycznie każdego zakątka świata – to buduje niesamowity klimat tego projektu. Nadal dołączają do nas kolejni fotografujący, ostatnio nawet z Brazylii i Indonezji – opowiada koordynatorka polskich wystaw Ewelina Knajdek-Marcinkowska. - Poprzez wspólny fotograficzny globalny dziennik nawiązujemy znajomości, a nawet przyjaźnie.
Ona sama, jak wyznaje, zaczynała korespondencję z członkami „Śniadaniowego klubu" wspierając się na internetowych translatorach angielskiego, szybko dostawała językowe wsparcie i edukacyjną pomoc.