Wojciech Fibak – zmiany w kolekcji sztuki polskiego tenisisty
Wojciech Fibak przypomina, że początki jego kolekcjonowania sięgają połowy lat 70., a naprawdę ostro pochłonęła go ta pasja w latach 90. Krzysztof Stanisławski, dyrektor CSW „Znaki Czasu” w Toruniu, uzupełnia, że to Fibak jako słynny tenisista zainicjował wówczas w Polsce modę na kolekcjonowanie. Na początku interesowali go głównie polscy twórcy z kręgu École de Paris. Swoje zbiory pokazywał w wielu muzeach i galeriach, zaczynając od wystawy „Polski Paryż” w Sopocie w 1998 r. Były też duże prezentacje tej kolekcji w muzeach narodowych w Warszawie, Krakowie i rodzimym Poznaniu. Wielu innych wybitnych polskich kolekcjonerów przyznaje, że te publiczne pokazy stały się dla nich inspiracją do własnych poszukiwań w sztuce.
Z czasem kolekcja Wojciecha Fibaka uległa zmianom. Dzieł École de Paris pozostało już niewiele w jego zbiorach. Reminiscencją tamtej fascynacji jest kilkanaście obrazów w CSW w Toruniu na równoległej wystawie „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu”, wybitnego polskiego rzeźbiarza pierwszej połowy XX w. Rzeźby Zamoyskiego dopełniają na niej obrazy m.in. Leopolda Gottlieba, Eugeniusza Zaka, Zygmunta Menkesa, Tadeusza Makowskiego, udostępnione przez Fibaka, o czym opowiada: – Kiedy tu wchodzę, to staję i serce mocno mi bije, gdy widzę, że moje skromne nazwisko znalazło się obok Augusta Zamoyskiego.
Stopniowo kolekcjoner przenosił swoje zainteresowania najpierw na klasyków współczesności, kupowanych od lat 80. i 90. XX w. do dziś. Przed 20 laty zainteresował się średnim pokoleniem: Wilhelmem Sasnalem, Marcinem Maciejowskim, Piotrem Uklańskim.
– Najmłodszym nowe pokolenie odkryłem przed trzema laty dzięki mojej partnerce Paulinie Ostałowskiej – opowiada. – Po raz pierwszy wystawę Karoliny Jabłońskiej zobaczyłem w warszawskim „Rastrze” i byłem pod wielkim wrażeniem prac tej artystki.
Wojciech Fibak – 44. na liście czekających
– Zapytałem panią tam pracującą, czy mógłbym kupić obraz Jabłońskiej. „Sprawdzę i pana zapiszę”, odpowiedziała, zaczęła przerzucać strony zapełnione nazwiskami, a w końcu mówi: „Będzie pan 44., jak pana godność?”. „A kiedy będę mógł kupić obraz?”, pytałem. „Myślę, że za trzy, cztery lata”, odpowiedziała. Na szczęście, kiedy podawałem swoje nazwisko, usłyszał je dyrektor galerii Michał Kaczyński, zszedł do nas i powiedział: „Spytam jeszcze artystki, może coś dla pana uda się zrobić”. I tak, już po kilku miesiącach, jako pierwszy trafił do moich zbiorów jej obraz „Hyperbole”, trochę sportowy, z dziewczyną i ogromną piłką.