Do jakiej tradycji Muzeum Narodowego chce się pani odwoływać?
Mając szacunek dla przeszłości, wolę myśleć o przyszłości. Chciałabym, by nasze muzeum było jak słynne nowojorskie Metropolitan Museum of Art. By wszechstronnie prezentowało zbiory i cały czas je powiększało. O muzeum trzeba myśleć kompleksowo. Potrzebna jest debata narodowa, jak wyobrażamy sobie przyszłość MN w Warszawie tak w skali lokalnej, polskiej, jak i europejskiej. Jaki powinien być profil tej instytucji odróżniający ją od innych muzeów, jak wypromować to, co mamy najcenniejszego, czyli zbiory. Trzeba starać się stworzyć fundamenty pod stabilną instytucję, która będzie mogła się tylko potem rozpędzać.
Od jak dawna jest pani związana z MN?
Od drugiego roku studiów, czyli połowy lat 90., kiedy jako edukatorka stawiałam pierwsze kroki w Galerii Sztuki Starożytnej. Potem pracowałam już jako asystentka przy wystawie „Caravaggio”. Nabór prowadził prof. Antoni Ziemba i Joanna Kilian, dzisiaj dyrektorka do spraw naukowych tej instytucji. Potem związana byłam ze zbiorami sztuki europejskiej, by wreszcie skupić się na polskiej sztuce XIX wieku. Sześć lat temu trafiłam do zbiorów malarstwa polskiego już w charakterze ich kuratorki. Muzealne i uniwersyteckie doświadczenie wzajemnie się dopełniały, co przełożyło się na pracę doktorską. Wcześniejsze doświadczenie w zakresie sztuki europejskiej było bardzo cenne nie tylko dlatego, że znałam już dobrze instytucję i rządzące nią zasady, tajemnice, ryzyka, pułapki, ale też dlatego, że mogłam na malarstwo polskie patrzeć z europejskiej perspektywy.
Czytaj więcej
Minister Bartłomiej Sienkiewicz prowadzi audyt systemu kultury. Wyniki za tydzień. Ustawę medialn...