Zna pan w ogóle moje prace? Czy choć raz widział pan coś dwa razy? Czy myśli pan, że mamy szufladę z szablonami i gdy trzeba, wyjmujemy je i rozwozimy po całym świecie? Odpowiem panu. Nie mamy. Ta cała obsesja z dopasowywaniem budynków do kontekstu irytuje mnie. Przecież kontekst miast cały czas się zmienia. Gdyby chcieć wszystko doskonale dopasować do otoczenia, nie powstałby ani jeden oryginalny budynek. Wszystkie byłyby podobne. Takie postępowanie w prostej drodze prowadzi do stagnacji miasta. Wenecja jest piękna, ale jest także jak zakonserwowane miasto. Oczywiście nowe budynki trzeba asymilować, ale nie upodabniać do reszty. Idealną sytuacją byłoby wyburzenie wszystkich dotychczasowych wieżowców, żeby nowego nie trzeba było dopasowywać. Tak się oczywiście nie stało, a my nie zdecydowaliśmy się na kanciasty wieżowiec, bo obok stoją podobne.
Nowe technologie dają dziś architektom niesamowite pole do popisu. Obecnie można wybudować właściwie wszystko, czego się zapragnie. Czy stołeczny Lilium Tower o wyjątkowym kształcie jest taką właśnie zachcianką architekta?
Wielu z nas tworzy kombinacje struktur oraz płaszczyzn i nazywa to potem budynkiem. Nasz wieżowiec taki nie jest. W jego kształcie nie ma niczego dziwacznego. W prosty sposób wychodzi z ziemi i pnie się w górę. Nowe technologie pomagają nam w wypełnianiu wieżowca nowoczesną infrastrukturą, budowaniu go z ekologicznych materiałów, ale nie do zaskakiwania dziwactwem. Chociaż oryginalny na pewno jest. Nie przeczę.
Czy architekt z takim ogromnym doświadczeniem może się czegoś nauczyć w Warszawie, wyjechać stąd zainspirowanym do pracy?
Każda sytuacja, w której uczestniczę, ma na mnie wpływ. Rozmowa, język – który słyszę, wszystko, co widzę. Ale to nie dzieje się ot, tak po prostu. Nie jestem dzieckiem, które wyjrzy za okno i zachwyci się czymś, co zobaczyło. A potem narysuje wyjątkowy wieżowiec. Ale z wizyty w stolicy Polski wyjadę z wrażeniami, które może odbiją się na moim następnym projekcie.