Kukiz, kabaret i Maleńczuk

Z Pawłem Kukizem rozmawia Jacek Cieślak

Aktualizacja: 10.09.2010 15:01 Publikacja: 09.09.2010 10:41

Kukiz, kabaret i Maleńczuk

Foto: SAM, Sławomir Mielnik Sławomir Mielnik

[link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Zbliżenie - Czytaj więcej[/link]

[b]Rz: Zaśpiewa pan na opolskim festiwalu piosenki Kabaretu Starszych Panów z wydanej na początku wakacji płyty. Czy Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski byli dla pana ważnymi artystami?[/b]

[wyimek][link=http://empik.rp.pl/starsi-panowie-malenczuk-maciej-kukiz-pawel,prod57083192,muzyka-p] Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]

[b]Paweł Kukiz:[/b] Różnili się zdecydowanie formą i przekazem od bolszewickiej telewizji. Ojciec ich uwielbiał i zaganiał mnie zawsze przed telewizor. Nie ukrywam, że dla dziecka kabaret nie był łatwym programem, a mimo to przyciągał moją uwagę. Towarzyszyło mi poczucie dziwności: oglądałem dżentelmenów nie z peerelowskiego świata, wykwintnych, niezblazowanych przedwojennych arystokratów, inteligentów, którzy ocaleli z powstania warszawskiego. Do tej pory pamiętam piosenki i rymy „No co ja ci zrobiłem?” czy „Moja dziewuszka nie ma serduszka”. Dzięki nim dowiedziałem się, że zawsze można znaleźć sposób, by poruszyć nawet najtrudniejszy temat.

[b]Jak doszło do nagrania płyty, na której śpiewa pan w duecie z Maciejem Maleńczukiem?[/b]

Są dwie wersje: mój agent mówi, że to jest projekt Maleńczuka i Kukiza. I druga, że miał śpiewać Muniek, ale to się nie udało, i Maleńczuk wskazał mnie. To miłe z jego strony, tym bardziej że wytworzyła się między nami dziwna sytuacja. Chyba nie zrozumiał kiedyś mojego żartu z narodowościowych stereotypów. Gdy w jego obecności, powiedziałem w opolskiej gwarze „U nos w tym Opolu to je ordnung. Ino te Poloki, te świnie, auta nom porywajom” – potraktował to poważnie. Wziął mnie za śląskiego rewizjonistę. No i pewnie obco brzmiące nazwisko go zmyliło. A to tatarskie nazwisko.

[b]Powinien się zachwycić pana piękną gwarą.[/b]

Tymczasem grając koncert w Opolu, rzucił hasło: „Śląsk opolski będzie zawsze polski. Czy tego Kukiz chce, czy nie”. Skończyło się na tym, że policja musiała go eskortować, gdy wyjeżdżał z miasta. Zapętliliśmy się. Nie mogliśmy się dogadać również dlatego, że byliśmy, hmm... w „odmiennych stanach świadomości”. A przecież ja go bardzo szanuję. Jako człowieka i artystę.

[b]Jakie była pana pierwsze kontakty z muzyką?[/b]

Przymusowe. Mama śpiewała w Operetce Warszawskiej. Ojciec pracował w Państwowym Instytucie Higieny. W czasie wojny przeżył zsyłkę do Kazachstanu i ani mu było w głowie zapisać się do PZPR. Dlatego zaproponowano mu pracę w służbie zdrowia w Paczkowie. Na Opolszczyźnie! Mama była rodowitą warszawianką i przeżywała koszmar. Ale nie miała wyjścia. Pomyślała, że skoro ona nie zrobiła wielkiej kariery, to przynajmniej ja zostanę wybitnym pianistą. Ćwiczyłem od piątego roku życia. Nienawidziłem tych ćwiczeń, bo wymagały kolosalnej pracy. Koledzy grali w piłkę, a ja siedziałem za klawiaturą. Uciekałem z domu. Dawałem pierwsze dowody nonkonformistycznej natury. Po latach napisałem piosenkę „Mamo, ja nie chcę chodzić do szkoły muzycznej. Ćwiczę i nie mam nic. Popatrz, ile zarabia Prince”.

[b]Jak się skończyła pana muzyczna edukacja?[/b]

W szkole podstawowej. Inna sprawa, że trudno mi w życiu cokolwiek dokończyć. Podobnie było ze studiami prawniczymi, politologicznymi i dziennikarskimi. Widocznie tak ma być. Instrumentalistą i prawnikiem nie zostałem, ale ćwiczyłem słuch, wrażliwość muzyczną, poznałem prawo. Wszystko to mi się przydaje.

[b]Pamięta pan swoje pierwsze muzyczne zachwyty?[/b]

Do tej pory mówiłem o Deep Purple, ale ostatnio dokopałem się w archiwum pocztówki dźwiękowej z piosenką „Macumba”. Nie pamiętam, kto to śpiewał, ale ostra gitara zapadła mi w pamięć. Zanim poznałem Deep Purple, słuchałem też węgierskich zespołów Locomotiv GT i Omega. „Smoke On the Water” nadała Trójka. Zawsze kiedy słucham tej kompozycji, wracam do czasów szkoły średniej. Przez ułamek sekundy czuję się młodszy o 30 lat.

[b]Jaki był pana pierwszy zespół?[/b]

Pamiętam jeden wielki jazgot. Usiłowałem grać na enerdowskim klawisecie, którego dźwięk przepuszczałem przez wzmacniacz Vermona. Potencjometry rozkręcałem na maksa. Dźwięk był przesterowany. Jak ktoś się bardzo chciał domyśleć, to mógł wyczuć podobieństwo z organami Uriah Heep. Ja słyszałem... bo chciałem. Potem, w gazetkach „Bravo” i „Popcorn”, przywożonych przez chłopaków z rodzin, które wyemigrowały do Niemiec, zobaczyłem jak The Who demolowało i podpalało sprzęt. Ponad szkolną salą gimnastyczną było oszklone pomieszczenie dla sędziów. Dyrektor pozwolił nam tam robić próby. Szyby drżały. Pewnego dnia polałem organy rozpuszczalnikiem, koledzy Jezioro i Dziadek – to samo zrobili z gitarami. Kiedy zaczęły płonąć, do salki wszedł dyrektor. I tak kariera licealnego zespołu się skończyła. A pierwszą poważną grupą był CDN z Leszkiem Cichońskim na gitarze, dziś czołowym polskim bluesmanem. Debiutowaliśmy we wrocławskim klubie Indeks.

[b]Który to był rok?[/b]

1981. Tak bardzo chciałem grać, że zostałem prekursorem PR. Powiedziałem przyszłym kolegom, że byłem organistą TSA. Ten zespół bardzo mi imponował. Chłopcy z Opola pokazali, że można grać na światowym poziomie. Oczywiście, moje kłamstwo wyszło w mig – bo żadna grupa by nie chciałaby takiego klawiszowca jak ja. Ale okazało się, że nie najgorzej śpiewam. Pojechaliśmy do Jarocina. Zostaliśmy zauważeni. Zajęliśmy miejsce w pierwszej piątce.

[b]W 1984 roku w Jarocinie wystąpił pan z zespołem Hak. I to był jeden ze zwycięzców konkursu. Ale rok później, przyćmiły ten występ Piersi. Jak wpadł pan na pomysł, żeby do ostrej punkowej muzyki zaśpiewać socrealistyczne wiersze?[/b]

To był przypadek i wola boża. Grałem już wtedy z AYA RL. W Jarocinie spotkałem kolegów z mojego pierwszego licealnego zespołu – Jezioro i Dziadka. Towarzyszył im wokalista i perkusista. Było oczywiste, że nie mają najmniejszych szans dostać się do konkursu. Chciałem im pomóc. Kiedy rozpoczęliśmy próby w Jarocińskim Ośrodku Kultury, ktoś z nas znalazł książeczkę „Idzie wojsko i śpiewa. Piosenki dla dziecięcych zespołów artystycznych”. Wybrałem trzy wiersze: „Milicjant to naprawdę przyjaciel nasz bliski”, „W Poroninie” – o Leninie, i „Kongres Pokoju”. Działała cenzura, był obowiązek zgłoszenia tekstów przed występem. Ale jako student prawa wiedziałem, że wiersze już opublikowane, można wykonywać bez osobnej zgody. No i zrobiła się afera. Cenzor zarzucał mi, że robię sobie kpiny, że moje zachowanie jest sprzeczne z polityką kulturalną państwa. Szedłem w zaparte. Odpowiedziałem, że jestem komunistą i za pomocą muzyki punkowej, której nie lubię, chcę trafić do młodzieży – przekazać jej jedynie słuszne treści. Udało się. Wygraliśmy. Dziś myślę, może nieskromnie, że Jarocin i jego niepowtarzalna atmosfera, był dla młodego pokolenia równie ważny jak „Solidarność”. Tym bardziej że nie chodziło o politykę, tylko o coś ważniejszego – o wolność.

[b]Jak było z AYA RL?[/b]

To najważniejszy zespół w moim życiu. Tworzyliśmy trzyosobową muzyczną sektę. Skojarzył nas Walter Chełstowski – mnie, Jacka Lacha z Haka i Igora Czerniawskiego, Rosjanina, który przejechał do Warszawy po ślubie z córką polskiego dyplomaty. Igor miał wielki talent i znakomity sprzęt elektroniczny.

[b]Czerwona płyta odniosła gigantyczny sukces. Również dzięki „Skórze”.[/b]

To tekst o obronie wolności. Opisałem sytuację, którą kiedyś widziałem. Nasz drugi, niebieski album, poprzedził 1989 r. To był dla mnie najgorszy czas – czułem okropną bezsilność. Polska gniła. A kiedy AYA RL przestała grać, wyjechałem do Bawarii, pracować u bauera. Zaczynałem jako parobek, wyrzucałem gnój, a potem montowałem konstrukcje na wysokościach. Nauczyłem się dyscypliny pracy. Wyglądało na to, że będę sezonowym gastarbeiterem, który dzieli życie między Opolszczyzną a Niemcami. Chciałem zarobić na mieszkanie, ale moja żona Małgosia powiedziała, że mam kupić instrumenty, bo jeżeli zrezygnuję z muzyki, nie będę szczęśliwy i nasze małżeństwo się rozpadnie. Mądra dziewczyna. Dzięki niej powstała pierwsza płyta Piersi w 1992 roku.

[b]Ciekawe, że Piersi w każdym systemie wywoływały kontrowersje.[/b]

To nie ja wywołuję kontrowersje. Ja tylko kontrowersyjne zachowania opisuję.

[b]Głównym orężem Piersi są pastisz, ironia, szyderstwo. To dotyczy zarówno „ZChN zbliża się”, jak i „Marsz KPN”. W „Jestem ajron men” kpił pan z bezmyślnego naśladownictwa konwencji muzycznych, na drugiej płycie zaś „My już są Amerykany” – ze ślepego zapatrzenia na Stany Zjednoczone.[/b]

Ale w AYA RL było podobnie: „Ten człowiek z teczką” to przecież piosenka o Jerzym Urbanie. Tyle tylko, że Piersi są zespołem publicystycznym, a AYA RL artystycznym, poetyzującym.

[b]Często jest pan zapraszany do udziału w projektach, których życie trwa dłużej niż można się spodziewać. Na przykład do Emigrantów.[/b]

To było zdarzenie towarzyskie. Bardzo lubię Edmunda Stasiaka. Ale nie czułem się dobrze w tym zespole.

[b]Przecież „Na falochronie” jest najbardziej popularną piosenką o tematyce wojskowej.[/b]

Bo o wojsku śpiewano na kolanach – w Kołobrzegu, albo z pogardą. Brakowało czegoś po środku. Wypełniliśmy lukę. Ale na płycie były tylko dwie, trzy dobre piosenki. Śpiewanie reszty na koncertach było dla mnie męczarnią.

[b]„Bo tutaj jest jak jest” nagrane z Janem Borysewiczem również utrafiło w nastrój chwili – frustracji, zawodu wolną Polską.[/b]

Można powiedzieć, że refren jest głupi. A jednocześnie oddawał klimat początku dekady. Szybko okazało się, że nagrania w studiu to zupełnie coś innego niż koncerty. Trudno wykonywać balladę po balladzie. W połowie występu niemal zasypiałem. Był też problem z używkami. Gdybym miał na nie apetyt, bylibyśmy z Jankiem najbardziej skandalizującym zespołem w Polsce. Ale nie chciałem tego i nie chcę.

[b]Wziął pan też udział w nagraniach formacji Yugoton i Yugopolis. Słuchał pan wcześniej jugosłowiańskiego rocka?[/b]

Jugosławia w latach 70. była namiastką zachodniej wolności, młodzi Jugole żyli jak na Zachodzie. Mieli dostęp do zachodnich płyt. Kiedy u nas królowała Zdzisława Sośnicka, grały tam świetne krajowe zespoły. Pamiętam, że gdy jeszcze jako dzieciak pojechałem na narty do Zakopanego, męczyłem się na drewnianych pieninach ze sprężynami, tymczasem moi jugosłowiańscy rówieśnicy mieli ekskluzywne elany. Nawet na nich nie jeździli. Nie musieli. Stali na stoku i szpanowali. Zaprzyjaźniłem się z nimi. To wtedy poznałem jugosłowiańskie grupy. A kiedy nagrywałem album, zazdrościłem Kazikowi, który jako pierwszy dostał piosenki do wyboru. Mnie zostawiono utwory festiwalowe w stylu „Miłość połączyła nas”. Ale lubię je. Te utwory nazywają najprostsze uczucia i wyzwalają wielkie emocje. Zaś „Rzadko widuję cię z dziewczętami” znakomicie pasuje dziś do gejowskich parad.

[b]Nad jakim albumem pan teraz pracuje?[/b]

Od czasu wydania „Pirackiej Płyty” w 2004 roku nazbierało się mnóstwo piosenek. Niestety, wciągnęło mnie życie polityczne i bardziej interesowałem się przez te lata dramatyczną sytuacją w policji niż sceną muzyczną. A dla takiego zespołu jak Piersi, rządy PiS były czasem wymarzonym. Mogłem śpiewać o peronach we Włoszczowie, ojcu Rydzyku itd. Tego ode mnie oczekiwano. Mogłem zarobić gigantyczną kasę. Uważałem jednak, że trzeba poczekać. Chciałem dać prawicy czas. Gdyby PiS rządził pełną kadencję – pewnie bym nie wytrzymał i przerwał milczenie. Albo, jeśli okazałoby się, że ich rządy to pasmo sukcesów i błogiego spokoju, nagrałbym album piosenek o miłości i zagłosował na nich w kolejnych wyborach. Potem – po dwóch latach – rządy objęła moja Platforma Obywatelska. Wierzyłem, że dokona zmiany. Jednak propagandowych piosenek śpiewać nie chciałem. Z czasem mój zachwyt rządami Donalda Tuska malał, ale wciąż się wahałem. Próbowałem wpływać na moich dawnych kolegów z NZS. Zastanawiałem się, czy nie jestem nazbyt radykalny. W końcu uznałem, że to nie ma sensu. Po ostatnich decyzjach prezydenta, który najpierw krytykował lewicę, a teraz wdzięczy się do niej, czego wyrazem jest zatrudnienie Tomasza Nałęcza, PO już nie jest moja. Chodzi o zasady. Nie mogę znieść, kiedy z jednej strony Bronisław Komorowski pokazuje więzienną celę, w której siedział, a z drugiej – awansuje na generała policji dawnego oficera MO, który rozpoczął karierę jako zomowiec w środku stanu wojennego i – być może – tej celi pilnował. Ale z drugiej strony mam prezesa PiS, który wychwala Gierka i afirmuje „Olina”. To pogłębia obraz ogólnej schizofrenii. Album będzie podwójny. Zaśpiewam o Komendzie Głównej Policji. Wydam „Heil Sztajnbach” i „17 września”. A także piosenki o tym, jak Polska wygląda z perspektywy zwykłej rodziny i ojca, który marzy, by jego dzieci żyły w normalnym kraju. Premiera jesienią.

[ramka][srodtytul]Paweł Kukiz[/srodtytul]

Ma 47 lat, urodził się w Paczkowie na Opolszczyźnie. Jego kariera zaczęła się na początku lat 80. na festiwalu jarocińskim. Wraz z grupą Piersi wykonał tam wiązankę socrealistycznych wierszy. Puszczone przez cenzurę były wielką kpiną z PRL. Potem podziwialiśmy śpiewaną przez niego w szeregach AYA RL „Skórę” – piosenkę o nietolerancji. Hitem było „Na falochronie” nagrane pod szyldem Emigrantów. Wokalista wziął też udział w sesjach formacji Yugoton i Yugopolis. W duecie z Januszem Borysewiczem wyprodukowali i zaśpiewali przebój „Bo tutaj jest, jak jest”. Muzyczne sukcesy i charyzmatyczna osobowość zwróciły uwagę filmowców. Zagrał w „Girl Guide” Juliusza Machulskiego, „Poniedziałku”, „Wtorku” i „S@motności w sieci” Witolda Adamka. Rok temu opublikował w sieci piosenkę „Heil Sztajnbach”, która promuje stronę internetową Powiernictwa Polskiego. Obecnie pracuje nad nową płytą. [/ramka]47. KFPP Opole 2010: Piosenka jest dobra na wszystko

22.15 | tvp 1, TVP Polonia | NIEDZIELA

[ramka][b]Opolska impreza w pigułce[/b]

1963. Na pierwszym festiwalu nagrodzono Ewę Demarczyk i Zygmunta Koniecznego za „Karuzelę z madonnami”, „Czarne anioły” i „Taki pejzaż”

1967. Laury dla Wojciecha Młynarskiego („Jesteśmy na wczasach”) i Czesława Niemena („Dziwny jest ten świat”)

1971. Marek Grechuta – nagroda za „Korowód”

1977. Marek Grechuta zdobywa Grand Prix za „Hop – szklankę piwa”. Krystyna Janda śpiewa jego „Gumę do żucia”

1978. Maryla Rodowicz dostaje nagrodę za „Remedium”

1980. Tey prezentuje słynny program kabaretowy „S tyłu sklepu”

1981. Jan Pietrzak śpiewa „Żeby Polska była Polską”

1982. Festiwalu brak – stan wojenny

1984. Edyta Geppert otrzymuje Grand Prix za piosenkę „Jaka róża, taki cierń”. Jest do dziś jedyną piosenkarką, która odebrała tę nagrodę trzykrotnie – także za „Och, życie kocham cię nad życie” (1986) i „Idź swoją drogą” (1995)

1987. Maryla Rodowicz zdobywa laury za „Polską Madonnę”

1997. „Zielono mi” – koncert piosenek Agnieszki Osieckiej

1999. Dwudziestolecie Perfectu

2000. Budka Suflera wygrywa Premiery „Balem wszystkich świętych”

2001. Ich Troje triumfuje piosenką „Powiedz”

2003. Grupa Łzy płacze się ze szczęścia, wygrywając „Oczami szeroko zamkniętymi”

2004. Sistars utworem „Sutra” pokonuje na Premierach Macieja Maleńczuka i jego „Dawną dziewczynę”

2005. Złota Premiera dla Moniki Brodki za utwór „Miałeś być”, Grand Prix dla Maanamu

2006. Nagroda telewidzów dla „Szansy”, piosenki zespołu Virgin z Dodą. Koncert piosenek Marka Grechuty.

2007. Premiery wygrywa Patrycja Markowska przebojem „Świat się pomylił”

2008. Nagroda za najlepszą Premierę i SuperPremierę wędruje do Zakopowera, publiczności zaś do Leszczy. Debiutanci interpretowali songi Wojciecha Młynarskiego.

2009. W SuperJedynkach triumfuje powracający z pomocą Seweryna Krajewskiego Andrzej Piaseczny. Piosenka „Chodź, przytul, zobacz” zostaje przebojem roku, on sam zaś artystą roku.

[i]jc[/i] [/ramka]

[link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Zbliżenie - Czytaj więcej[/link]

[b]Rz: Zaśpiewa pan na opolskim festiwalu piosenki Kabaretu Starszych Panów z wydanej na początku wakacji płyty. Czy Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski byli dla pana ważnymi artystami?[/b]

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze
Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Noblistka z Korei śni o podróży do Zakopanego