Słuchając Wata

W płycie z nagraniem „Mojego wieku...” jest coś z misterium. To alchemiczna pracownia, w której dwaj unurzani w komunizm pisarze starają się zrozumieć samych siebie

Publikacja: 07.10.2012 16:00

Słuchając Wata

Foto: East News/Muzeum Literatury

Niesamowita sprawa! To istnieje! No niby tak, przecież powinno istnieć. Oto wydawnictwo Universitas wydało na płycie audio trzy rozdziały „Mojego wieku. Pamiętnika mówionego" Aleksandra Wata, który w połowie lat 60. w Berkeley, a później we Francji, odbył – nagrywane na magnetofon – wielogodzinne sesje z Czesławem Miłoszem, opowiadając mu o swym życiu, o diable w historii, opowiadając o euforii futurystów, zaangażowaniu w komunizm, strachu we Lwowie i uwięzieniu w Rosji Sowieckiej.

Zobacz na Empik.rp.pl


To istnieje. Wkładam CD do odtwarzacza w samochodzie, z satysfakcją patrzę, jak mechanizm płynnie zasysa płytkę, i przypominam sobie żart mojego przyjaciela ze studiów, który w 1984 r. rzucił, że jego marzeniem jest w wolnej Polsce zasiąść ze szklaneczką whisky w głębokim fotelu i słuchać, jak opłacony przez niego student czyta na głos „Mój wiek".



Historia dziwnie potraktowała mojego przyjaciela, który w tejże wolnej Polsce spędził kilkanaście miesięcy w areszcie uwikłany w sprawy układu warszawskiego.

I przecież to on później raczył nas ciekawostkami z więzienia na Białołęce, łapczywie słuchanymi przez nas, inteligentów... Opowieści o grypserze, hierarchii, folklorze więziennym III Rzeczpospolitej dziwnie nakładały się na relacje Wata z Centralnego Więzienia przy Daniłowiczowskiej, z Łubianki czy Zamarstynowa. Dziwne dzieje lektur, dziwne dzieje polskiej transformacji.

Czym jest „Mój wiek" słuchany dzisiaj?

Nie ma przecież nic wspólnego ze spełnieniem tamtego cyniczne żartobliwego marzenia z roku 1984, bo od razu uderzeni jesteśmy bólem w głosie Aleksandra Wata. I przecież słuchając go, wiemy, że nic się nie zmieni, że te psychosomatyczne doświadczenia nie ustąpią, że ból będzie się tylko potęgował, aż wreszcie doprowadzi poetę do samobójczej śmierci.

I wiemy też, że nigdy nie nastąpi koniec historii, okrutnej historii, i nigdy opowieść o złu oraz nieludzkim świecie nie będzie zamkniętym rozdziałem.

Jest w słuchaniu tej płyty coś z misterium. Bo przecież obcujemy z literaturą in statu nascendi, wchodzimy do alchemicznej pracowni, gdzie dwaj unurzani w komunizm pisarze będą starali się przez wiele, wiele godzin zrozumieć samych siebie, usprawiedliwić, oszukać. Dwóch poputczików wysługujących się sowieckiemu imperium, dwóch ludzi, którzy teraz porzuciwszy służbę, wyemigrowali i karmią się zwodniczymi interpretacjami swojego losu.

Zbolały głos Wata i Miłosz. Czasem w tle dorzucająca coś Ola Watowa, gdy Aleksander nie jest w stanie przypomnieć sobie jakichś szczegółów. Brzęk filiżanek, jakieś odgłosy dzieci zza okna, hałas ulicy... i emocje. Kluczenie Wata, który krąży, ucieka w dygresje, przeprasza, usprawiedliwia meandryczność swej opowieści. Z trudem ukrywane prawie komiczne  zniecierpliwienie Miłosza, gdy Wat zaczyna teoretyzować na temat autobiografii, gdy próbuje schronić się w erudycyjne labirynty.

I ten pomysł Wata na demonizowanie swej przygody z komunizmem. Pomysł wytrych, bo rzeczywiście trudno jest do końca zracjonalizować akces poety, który jako student filozofii doskonale widział pustkę i wulgarność marksizmu-leninizmu, który jako autor „Bezrobotnego Lucyfera" dał zapis zwątpienia w wielkie ideologie. A jednak ten partner Witkacego, rozszalały kpiarski

nihilista, przystał do komuny, wydawał marksistowski propagandowy „Miesięcznik Literacki", współpracował z sowiecką ambasadą, prowadził działalność jawnie antypolską. Ten skok intelektualisty do politycznych prymitywów, to oddanie się we władzę partyjniaków, dziwnych emisariuszy wrogiego mocarstwa, jest czymś niesamowitym.

I jeszcze dochodząca do tego podszyta lękiem fascynacja, z jaką salony warszawskie traktowały ekscesy komunistów. Ta przewaga młodych groźnych buntowników, którzy w oczach starszych, kto wie, mogą być nosicielami jakiejś świeżej idei.

Napawanie się własnym barbarzyństwem i poczuciem mocy przez ideowych publicystów – wszystko to zdaje się mieć wymiar uniwersalny i pozwala spojrzeć także na dzisiejsze wybory młodych, którzy z radością afiliują się przy politykach, którzy akceptują brutalność, prostactwo, cynizm, którzy radują się mocą, jaką daje ideologia czy propaganda.

Tak, rzeczywiście, słuchając opowieści o „Miesięczniku Literackim", czytając kolejne rozdziały, można porzucić myśl o tamtych historycznych czasach i zobaczyć w tym transferze Wata ze świata sztuki do polityki także mechanizm ponadczasowy. Rozgrywający się zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej.

A do tego problem motywacji. Motywacji, która płynie z praktyki życiowej, nie z doświadczenia i jest wyborem związanym z jakimś niedostatkiem charakteru, z estetyzacją życia ideowego, z oderwaniem od rzeczywistości. Dziwne sprawy.

Taniec świętego Wata

Oczywiście „Mój wiek" czytany w roku 2012 znaczy zupełnie co innego niż wówczas, gdy podziemna oficyna Krąg przyswajała go krajowemu czytelnikowi. Wiemy o wiele, wiele więcej. Z całą jasnością rysują się i miejsce tej książki w wielkiej literaturze rozrachunkowej, i bagatelizowane w pamiętniku, a przecież straszne zachowania Wata w zajętym przez Sowiety Lwowie, a później dwuznaczne w PRL. Krótko mówiąc: nie wierzymy już tak na słowo Watowi. Widzimy, jak konfabuluje, jak szuka samousprawiedliwień, będąc jednocześnie okrutnym wobec swoich przyjaciół i znajomych. Inaczej czytamy Wata. Widzimy, jaką rolę odgrywa.

Nie tylko zwykłej zawiści zawdzięczamy przecież notkę Herlinga-Grudzińskiego z „Dziennika pisanego nocą" z kwietnia 1995 r.: „Odbywa się w Polsce bez przerwy obrzędowy Taniec Świętego Wata; rolę surowego i wymagającego wodzireja odgrywa w nim Miłosz". I przecież szyderstwa z objawienia się demona w celi na Łubiance, wielokrotne przywoływanie przez Herlinga diabełka z kopytkami, to nie tylko efekt zwykłej literackiej rywalizacji.

Bo i my, bogatsi o lekturę „Hańby domowej" oraz licznych dzienników z czasów PRL, wiemy, że z tym demonem czasem trochę za łatwo, za szybko.

Jest jednak w opowieści Wata coś uwodzącego. To walka z bylejakością, to próba nadania swej drodze życiowej, biografii mocnego wyrazu, to próba wmyślenia się w sens rzeczywiście całego wieku. Obrazy dekadenckiego Berlina sprzed dojścia do władzy Hitlera, podróże po Europie, spotkania z Majakowskim, wyznania pełnych rozpaczy rewolucjonistów o unurzaniu się „po łokcie w gównie i we krwi" oraz przedziwna galeria oryginałów napotykanych w więzieniach. Fascynacja Rosją i wmyślanie się w nią, wreszcie świetne literacko charakterystyki współwięźniów i poznawanie prawdy o samym sobie w aresztanckim odosobnieniu. I to nie tylko tej prawdy wzniosłej, religijnej, związanej z nawróceniem czy epifaniami artystyczno-religijnymi: dźwiękami Bacha, oczyszczoną lekturą Prousta. Także tej prawdy praktycznej: o reakcjach na innych, na głód, upływ czasu, prawdy o sympatii i antypatii, jaką się budzi. Trudne uczenie się więziennego kodeksu, zdumienie przewrotnością współwięźniów, zaskoczenie własną słabością.

No tak, wybiegłem poza te trzy rozdziały zapisane na płytce, bo wydawnictwu, które można kupić osobno za złotych dwadzieścia, towarzyszy także nowa edycja książkowa „Mojego wieku", od której trudno się oderwać.

Spór współczesny

Niestety, i płyta, i książka noszą wyraźne ślady pospiesznego konsumowania jakiegoś ministerialnego grantu. Ani dźwięk nie wydaje się zremasterowany, a poziom nagrania uniemożliwia spokojne wysłuchanie płyty w samochodzie, ani też zawartość dwóch tomów nie przynosi satysfakcji. Przede wszystkim bowiem, mimo iż na stronie tytułowej mamy informację o opracowaniu naukowym, nadal jest to wydanie na wpół amatorskie. Na wpół amatorskie i dość ekstrawaganckie. Bowiem 140 stron drugiego tomu to dość przypadkowe i nieuporządkowane impresje różnych humanistów na temat własnych przeżyć związanych z lekturą „Mojego wieku". Od eksjezuity Stanisława Obirka do profesora Pawła Śpiewaka. Jest to zestaw bajecznie eklektyczny. Część osób dzieli się wspomnieniami z lektury bibuły czy książek bezdebitowych, inni zdają sobie sprawę z własnych bardzo szerokich przygód czytelniczych, jeszcze inni piszą luźny esej na kanwie „Mojego wieku". Są Bogusław Sonik i Mirosław Chojecki, a na finał Andrzej Kurz wchodzący w ożywczo ostrą polemikę z Watem i zarazem wskazujący na Andrzeja Werblana jako autora najlepszej syntezy na temat stalinizmu.

A z innej parafii jest jeszcze przygotowane przez Jana Zielińskiego kalendarium niezwykłego sporu między Watami, Miłoszem a Giedroyciem, który odmówił wydania „Mojego wieku" przez Instytut Literacki. Zmieniające się w czasie argumenty obu stron, groźby procesowe – owo zestawienie świetnie pokazuje, że „Pamiętnika mówionego" nie da się potraktować jako niewinnej obiektywnej opowieści.

Wreszcie jako finał tej wiązki bardzo przypadkowych i rozstrzelonych tekstów ciekawy szkic Rafała Habielskiego „O czytaniu »Mojego wieku«".

Choć dla osoby nawykłej do jakiegoś minimalnego ładu ten dodatek wygląda dość kuriozalnie, może być chyba inspirującym dopełnieniem „Pamiętnika mówionego" Wata. Cóż, nie udało się zebrać funduszu i zgromadzić zespołu fachowców, nie udało się porównać zapisu magnetofonowego z książką, nie udało się opatrzyć dzieła Wata satysfakcjonującymi przypisami, nie udało się skonfrontować jego opowieści ze świadectwami innych i z dokumentami epoki. Mamy przynajmniej próbkę eseistyczną, świadectwo lektur i także kontrowersji, sięgających czasów współczesnych. Trudno by było inaczej. Spór o komunizm, o uwikłanie intelektualistów jest sporem współczesnym.

Aleksander Wat


Mój wiek


Fragmenty rozmów Aleksandra Wata z Czesławem Miłoszem, format MP3 – rozdziały II, III, XXXI, Universitas, Kraków 2011

Niesamowita sprawa! To istnieje! No niby tak, przecież powinno istnieć. Oto wydawnictwo Universitas wydało na płycie audio trzy rozdziały „Mojego wieku. Pamiętnika mówionego" Aleksandra Wata, który w połowie lat 60. w Berkeley, a później we Francji, odbył – nagrywane na magnetofon – wielogodzinne sesje z Czesławem Miłoszem, opowiadając mu o swym życiu, o diable w historii, opowiadając o euforii futurystów, zaangażowaniu w komunizm, strachu we Lwowie i uwięzieniu w Rosji Sowieckiej.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"