Największa gwiazda tegorocznej edycji festiwalu przyciągnęła do białego namiotu ustawionego u stóp Pałacu Kultury i Nauki komplet publiczności. Tak będzie do końca imprezy, bo miłośnicy muzyki świata czekają na swoje święto cały rok i nie opuszczają żadnego występu. Przychodzą całymi rodzinami, często z małymi dziećmi.
Artysta, którego hymn „Bring Him Back Home" napisany do słów listu, jaki przysłał mu Nelson Mandela, zapoczątkował światową akcję na rzecz jego uwolnienia. Dopiero po uwolnieniu Mandeli Masekela zdecydował się na powrót do RPA, którą opuścił w 1960 r. Już wtedy swoją muzyką walczył z apartheidem, do dziś śpiewa swoje stare piosenki, bo uważa, że nie straciły na aktualności.
Do Polski przyleciał po raz pierwszy i od razu poczuł się jak u siebie w domu. - Wszyscy wiedzą, że pochodzę z Krakowa - żartował i wtrącał polskie słowa. - Teraz znowu jestem w domu - krzyczał do publiczności, która wiwatowała na jego cześć.
Motoryczny rytm muzyki zespołu z RPA przyspieszał bicie serca, ale dopiero zachęta samego Masekeli, żeby wstać, tańczyć, klaskać i machać rękami bardziej rozluźniła atmosferę koncertu.