Świat poznał ich pod koniec lat 90. Pierwszy album, na którym zaśpiewali razem Omara Portuondo, Ibrahim Ferrer, Rubén González i Compay Segundo, sprzedał się w 10 milionach egzemplarzy.
Kubańskim gwiazdom pomógł wrócić na światowe estrady producent Ry Cooder, miłośnik muzyki korzeni, były gitarzysta sesyjny The Rolling Stones. W zaułkach walącej się Hawany, socjalistycznej twierdzy Fidela Castro, odnalazł muzyczną oazę nagrań epoki dyktatora Batisty. Na nowo odkrył jej gwiazdy, które klepały biedę i czekały już tylko na śmierć, skazane na zapomnienie przez komunistyczny system.
– Byłem bardzo rozgoryczony życiem, szukałem pocieszenia w alkoholu – opowiadał mi Ibrahim Ferrer podczas pobytu na Malta Festival w Poznaniu. – Doszło do tego, że musiałem zostać czyścibutem. Zarabiałem, sprzedając losy na ulicy. Mówiłem sobie, że czyścibut może śpiewać, nie pytając nikogo o zgodę – co z tego, że pod nosem, skoro i tak nikt nie chciał mnie słuchać. Śpiewałem dla siebie.
Tymczasem w 2000 roku stał się światową gwiazdą i dostał Grammy – za debiut!
Nie mniej dramatyczna była sytuacja pianisty Rubéna Gonzáleza: nie mógł grać, bo pianino rozpadło mu się ze starości. W Poznaniu, przed pierwszym i jedynym koncertem Buena Visty Social Club w Polsce, González pojawił się w hotelowej restauracji pierwszy, wcześnie rano. Nie kierował swoich kroków w stronę suto zastawionego stołu, lecz wspaniałego fortepianu, jakiego przez wiele lat nie widział na oczy. Potrafił grać godzinami, nawet dla przypadkowej widowni – z miłości do muzyki, by nasycić trwający przez lata muzyczny głód.
Starych mistrzów hawańskiej muzyki nie chciała słuchać kubańska młodzież, dla której byli przedstawicielami przeszłości. Śladem Coodera podążył jednak do Hawany Wim Wenders. Zarejestrował sesję płytową z 1996 roku i pamiętny koncert w Carnegie Hall w Nowym Jorku.
Muzyczne dinozaury odżyły na naszych oczach, zaczęła się moda na retro cubana. Amerykanie i Europejczycy oszaleli. Polacy również. Świat przypomniał sobie, że na Kubie powstały takie konwencje, jak danzon, cha-cha-cha, son, salsa, mambo, rumba, guaracha, bolero. Kubańskie gwiazdy zaś na kilka lat przed śmiercią nagrały również wspaniałe solowe płyty i objechały cały świat, występując w najbardziej prestiżowych salach. W Polsce śpiewał zarówno Ferrer, jak i Portuondo czy Segundo.