Trwająca od tygodni bitwa o cenę ropy przypomina zarazem grę w szachy i pokera. Najgłośniejszym graczem ostatnich dni jest prezydent USA. W czwartek jednym tweetem Donald Trump wywindował cenę surowca, mówiąc, że rozmawiał z księciem koronnym Arabii Saudyjskiej Mohammedem bin Salmanem, który, jak zdradził, rozmawiał przedtem z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Zasugerował nawet, że już niebawem pomiędzy Moskwą a Rijadem może dojść do porozumienia i wydobycie ropy naftowej zmniejszy się „co najmniej” o 10 mln baryłek dziennie. Cena ropy poszła znów w dół, gdy rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow sprostował, że Putin nie rozmawiał z saudyjskim księciem.
Ale już następnego dnia gospodarz Kremla zwołał telekonferencję z przedstawicielami branży energetycznej. Potwierdził, że Rosja jest gotowa do obniżenia wydobycia ropy, ale pod warunkiem że do nowego porozumienia „dołączą państwa OPEC i USA”. Tym zaszachował Trumpa, wiedząc, że w odróżnieniu od państw OPEC władze w USA nie mają prawnej możliwości, by nakazać spółkom obniżenie ilości wydobywanej ropy.
Mogą jednak wprowadzić cła na sprowadzany z zagranicy surowiec, a to z kolei w sobotę zasugerował Rosji i Arabii Saudyjskiej Trump. O tym, że za oceanem trwa kampania lobbingowa na rzecz wprowadzenia sankcji wobec Moskwy i Rijadu, poinformował ostatnio dziennik „Financial Times”. Mają one uderzyć w największą w USA, należącą do Saudi Aramco rafinerię Motiva w Port Arthur w Teksasie, a nawet wstrzymać amerykańską pomoc wojskową dla Rijadu. W rosyjski sektor energetyczny miałyby uderzyć kolejne sankcje. Wszystko za sprawą amerykańskich producentów ropy z łupków, których produkcja przestaje być opłacalna z powodu drastycznego spadku ceny ropy naftowej.
W piątek Władimir Putin zasugerował, że Arabia Saudyjska wyszła z porozumienia z Rosją na początku marca, by „pozbyć się konkurentów wydobywających ropę z łupków”. Błyskawicznie zareagowało na to saudyjskie MSZ, które przypomniało, że to Rosja opuściła na początku marca rozmowy w sprawie przedłużenia porozumienia z OPEC. Cena ropy marki Urals spadła wtedy z ponad 50 dolarów za baryłkę do nieco ponad 20. Już wtedy, na początku marca, czołowy rosyjski ekonomista Aleksandr Abramow wróżył w rozmowie z „Rzeczpospolitą” cięcia budżetowe, inflację i wzrost bezrobocia w Rosji. Było to jednak, zanim Putin wygasił gospodarkę do końca kwietnia z powodu pandemii.