Uwagę celników w Medyce zwróciło zachowanie jednego z przekraczających granicę Ukraińców. – Był tak sztywny, że nie mógł się pochylić – opowiada rzeczniczka Izby Celnej w Przemyślu Małgorzata Eisenberger.
Funkcjonariusze sądzili, że pod kurtką przemyca kartony papierosów. Okazało się, że jest owinięty pończochą wypchaną 30 żółwiami. Zatrzymane na granicy żółwie to kłopot dla celników. Muszą zapewnić gadom odpowiednie pomieszczenie, wyżywić. – Żółwiom najlepiej smakuje sałata, ale zimą jest droga – skarży się celnik Jerzy Nowak.
Przepisy nie zezwalają na sprzedaż zwierząt z przemytu. Żółwi nie chcą też przyjmować ogrody zoologiczne, bo mają ich w nadmiarze. Tym razem jednak zgodziło się je przygarnąć opolskie zoo.
Z obserwacji celników wynika, że przemyt żółwi nasila się przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. – Dużo osób kupuje je jako prezent pod choinkę, ale nie wiedzą, że wiele gatunków żółwi jest pod ochroną – mówi Eisenberger. Za sztukę płacą nawet 200 zł.
Ekolodzy alarmują, że 90 proc. żółwi stepowych sprzedawanych w sklepach zoologicznych, na bazarach i giełdach pochodzi z przemytu, z byłych azjatyckich republik sowieckich, głównie Kazachstanu i Uzbekistanu. Wykopuje się je z piasku koparkami podczas snu zimowego.