Komisja Europejska wciąż nie parafowała ubiegłorocznej umowy społecznej rządu z górnikami dotyczącej likwidacji polskich kopalń do 2049 r. Mimo to przewidziany w niej system osłon socjalnych dla zwalnianych górników został przez rząd zrealizowany.
Jak informuje nas Ministerstwo Aktywów Państwowych, po 120 tys. zł odprawy wzięło 921 górników dołowych, a na urlop górniczy (100 proc. pensji przez cztery lata) odeszło 1325 osób. Łączny koszt dla budżetu państwa to 186,1 mln zł. Według dr. Jerzego Markowskiego, b. wiceministra ds. górnictwa, skala jest o wiele większa, bo górnicy przechodzą też na emerytury. Tylko w tym roku – 4,5 tys. osób.
Dziś polityczna presja na wydobycie węgla jest tak duża, że w śląskich kopalniach zdarza się, że górnicy pracują nawet dwie dniówki bez przerwy. Wprowadzono siedmiodniowy tydzień pracy, a ci, którzy zgodzą się pracować także w soboty i niedziele, dostają dodatkowe wynagrodzenie. – To nie wystarczy. Niska podaż węgla krajowego i brak ludzi do pracy powoduje, że z tego kryzysu nigdy nie wyjdziemy. Należy całkowicie wycofać się z umowy społecznej, a w kopalniach wprowadzić czwartą i piątą zmianę i zatrudnić 1/4 czy 1/5 górników więcej niż obecnie – wskazuje Markowski.
Mimo iż umowa społeczna zakładała sukcesywne wygaszanie wydobycia, rząd zrobił odwrót, co naraża Polskę na zwrot pomocy publicznej. PiS stoi na stanowisku, że skoro KE nie parafowała umowy, to nie może jej wyegzekwować. Tylko Polska Grupa Górnicza, by zwiększyć wydobycie w przyszłym roku, zdecydowała się na nieplanowane inwestycje w nowe ściany. Szacowany koszt to 2 mld zł.
Górnicy zarzucają rządowi, że nie wynegocjował z UE zgody na wzrost wydobycia z polskich kopalń. – Tak zrobiły, w obliczu największego kryzysu energetycznego w historii, Hiszpania i Portugalia. Ministerstwo Aktywów Państwowych zupełnie to położyło – krytykuje Bogusław Ziętek, szef „Sierpnia ’80”.