„Ogromny nalot dronów. Ponad 200 maszyn. (…) Kto obroni nasze niebo? Mamy najwięcej na świecie rakietowych systemów obrony przeciwlotniczej, trzecią na świecie flotyllę niszczycieli, wiele dziesiątków radarów. I prawie codziennie przebijają się przez nie ciche, ukraińskie drony i rozbijają nasze obiekty” – przestraszył się skutków powietrznej ofensywy jeden z rosyjskich imperialnych blogerów o pseudonimie Ramzaj.
Od początku roku ukraińska armia już co najmniej czterokrotnie dokonywała masowych nalotów na Rosję z użyciem ponad 100 dronów. Według Kijowa w styczniu trafiono co najmniej 25 „strategicznych miejsc, w tym magazynów paliw, rafinerii i przedsiębiorstw zbrojeniowych”. Uszkodzono dwie rafinerie należące do największych w Rosji, przepompownie w rurociągach, lotniska strategicznych bombowców czy dwie fabryki pracujące na potrzeby lotnictwa strategicznego.
Coraz dalszy zasięg, coraz większy ładunek niszczący
Zaskakującej ofensywy powietrznej Ukraińcy dokonują przy pomocy własnych dronów dalekiego zasięgu, cierpliwie budowanych od początku wojny. Rosyjskie straty materialne rosną bardzo szybko, bowiem ukraińska armia używa dużej ilości maszyn, w których są coraz większe ładunki wybuchowe. W ostatnim ataku, w nocy na 31 stycznia, miały uczestniczyć maszyny E-300 niosące bomby 250-kilogramowe jak zwykłe samoloty i mogące podobno wracać do bazy po wykonaniu zadania.
Główny jednak ciężar niosą drony kamikadze: UJ-25, Scyt, Liutyj, Bober czy Piekło (opisywany jako rakieta dron). Niewiele o nich wiadomo, podobno mają zasięg 400–800 kilometrów (choć Liutyj może ponoć latać ponad 1 tys. km) i niosą kilkudziesięciokilogramowe ładunki. Używane masowo przez Rosję szahidy mają 40-kilogramowy ładunek.