Jeszcze niedawno integralność terytorialna Ukrainy była dla zdecydowanej większości zachodnich polityków warunkiem zakończenia wojny. Jednak w wywiadzie dla BBC z okazji 75. rocznicy podpisania traktatu waszyngtońskiego Jens Stoltenberg nie wspomniał już o tym ani razu. Powtórzył za to dwukrotnie o wiele mniej ambitny cel: „przetrwanie niezależnego, europejskiego i demokratycznego państwa ukraińskiego”. W jakich granicach? – tego już nie zaznaczył.
– Większość wojen kończy się za negocjacyjnym stołem. Na koniec dnia Ukraina musi zdecydować o rodzaju kompromisu, na jaki jest gotowa. My musimy umożliwić jej uzyskanie zdolności do osiągnięcia akceptowalnego wyniku za stołem negocjacji. A to zależy od sytuacji na froncie – oświadczył Norweg.
Czerwone linie Kijowa
Pod koniec marca z jego inicjatywy ministrowie spraw zagranicznych NATO pochylili się nad planem powołania funduszu, z którego w ciągu pięciu lat wypłacono by 100 mld euro na zakup broni i amunicji dla Kijowa. Stoltenberg tłumaczy, że to niezbędne, aby Putin przekonał się, iż nie postawi na swoim w drodze podbojów i wyraził gotowość do podjęcia rokowań. Jego zdaniem chodzi także o to, aby wzmocnić ukraińską armię na tyle, aby była gotowa odeprzeć ewentualną przyszłą rosyjską agresję. W Kijowie jako gwarancję ochrony przed rosyjskim imperializmem postrzega się przystąpienie Ukrainy do NATO. O tym jednak Stoltenberg też nie wspomniał. Wiadomo zresztą, że na lipcowym szczycie sojuszu w Waszyngtonie Ukraińcy nie otrzymają ani zaproszenia do paktu, ani kalendarza określającego, kiedy takie zaproszenie mogłoby zostać wystosowane.
– Nawet jeśli wierzymy i mamy nadzieję, że wojna zakończy się w bliskiej przyszłości, musimy wspierać Ukrainę przez wiele lat, budować jej obronę, aby odstraszyć agresję w przyszłości – tłumaczył Jens Stoltenberg. Podkreślił też, że nie oczekuje, aby Ukraińcy zdecydowali się na odstępstwa teraz. Jego zdaniem „prawdziwy pokój” będzie możliwy dopiero wtedy, gdy Kijów odzyska inicjatywę w wojnie.