– Świat znów odkrył, że Rosja rozreklamowuje swoje systemy uzbrojenia, które tak naprawdę są śmieciami – podsumował ostatnią próbę bombardowania Kijowa włoski ekspert wojskowy Thomas Teiner.
W nocnym wtorkowym nalocie na ukraińską stolicę Rosjanie użyli m.in. sześciu rakiet Kindżał. Występując w 2018 roku przed połączonymi izbami parlamentu prezydent Władimir Putin zapewniał, że będzie ona poza zasięgiem „obecnych i przyszłych systemów obroni antyrakietowej”.
Kindżał i Patriot
Od początku wojny rosyjska armia ostrzeliwała Ukrainę za pomocą również tych, bardzo kosztownych rakiet. Pierwszy raz uderzyła ona w marcu ubiegłego roku w cel w zachodniej Ukrainie. Od tego czasu każdorazowy start z lotnisk na Białorusi rosyjskich samolotów MiG-31 (z których jest wystrzeliwana) oznaczał automatyczny alarm przeciwlotniczy w całej Ukrainie. Zasięg Kindżałów to podobno 2 tys. km, nigdy więc nie wiadomo było, gdzie uderzą.
Czytaj więcej
"Z bardzo poważnymi zarzutami" mierzą się trzej rosyjscy naukowcy pracujący nad technologiami hipersonicznymi - oświadczył rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, dzień po tym jak Ukraińcy, jak twierdzą, strącili sześć hipersonicznych pocisków Kindżał, które - jak twierdziła przed wojną na Ukrainie Rosja - są niemożliwe do przechwycenia przez współczesną obronę przeciwlotniczą.
Sytuacja zmieniła się wraz z pojawieniem się w Ukrainie (dokładniej, w obronie przeciwlotniczej stolicy) amerykańskich systemów Patriot. Już 4 maja ukraińskie dowództwo informowało o pierwszym zestrzeleniu niezestrzeliwanej podobno rakiety. Rosjanie to wyśmiali, ale 16 maja Kijów został zasypany odłamkami trafionych, rosyjskich pocisków.