– Myślę, że mobilizacja to pierwszy przypadek w ciągu wielu, wielu lat, gdy w całym społeczeństwie pojawiło się wspólne doświadczenie – uważa niezależny socjolog Grigorij Judin.
Jednak „naturalną reakcją adaptacyjną w rosyjskim przypadku było zaczaić się, wepchnąć głowę jeszcze głębiej w piasek”, wyjaśnia socjolog, którego na marcowym, ulicznym proteście przeciw wojnie policjanci tak pobili, że na posterunek przywieziono go nieprzytomnego.
Czytaj więcej
Mobilizacja jeszcze się nie skończyła, a pierwszy rosyjski poborowy już zdążył trafić do ukraińsk...
Ale burmistrz stolicy ogłosił zakończenie poboru najprawdopodobniej właśnie w obawie przed narastającą niechęcią społeczną. Przez Moskwę bowiem w zeszłym tygodniu przeszły policyjne obławy na młodych ludzi, głównie przy wyjściach ze stacji metra. Patrole wyłapywały też mężczyzn w najtańszych hostelach, w których zatrzymują się zarobkowi emigranci, oraz w schroniskach dla bezdomnych. Zachowanie przedstawicieli władz nie wywołało jednak żadnych publicznych protestów.
– Mobilizacja nie wypełniła żadnego z postawionych przed nią zadań. (…) Front nie jest ustabilizowany, wojna trwa, a poborowi już zaczęli ginąć. Pobór będzie więc trwał, tyle że Moskwa dostała urzędową pauzę, by uspokoić ludzi po obławach – sądzi Siergiej Kriwienko z grupy aktywistów „Obywatel. Armia. Prawo”. Prawnicy nie radzą wracać do domu emigrantom, którzy uciekli przed mobilizacją za granicę.