Minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski znalazł się pod pręgierzem krytyki z powodu rekomendacji dotyczącej wyborów prezydenckich, którą w piątek przedstawił premierowi. Opozycja oczekiwała zapewne, że Szumowski ogłosi, że wyborów w żadnej formie nie można przeprowadzić w dającej się przewidzieć przyszłości, a ponieważ nie tak brzmiało jego przesłanie, zaczęła odsądzać go od czci i wiary, zarzucając sprzeniewierzenie się przysiędze, którą składał, zostając lekarzem.
Można jednak odnieść wrażenie, że opozycja nie wysłuchała wystąpienia ministra Szumowskiego w całości albo nie chciała go zrozumieć. Wszak składało się ono z trzech wiadomości. Pierwsza: wybory prezydenckie z głosowaniem w lokalach wyborczych nie mogą się teraz odbyć. Najwcześniejszym terminem ich bezpiecznego przeprowadzenia jest chwila, gdy skończy się epidemia. Epidemia zaś – zdaniem Szumowskiego – skończy się najwcześniej za półtora roku, czyli wtedy, gdy zostanie wprowadzona szczepionka na wirusa SARS-CoV-2.
Minister jednak – wiedząc, że nie wszystko zależy od lekarzy – stwierdził, że takie rozwiązanie wymagałoby zgody polityków. Nie trzeba być zbyt przenikliwym, by dojść do wniosku, że to aluzja do proponowanego m.in. przez Jarosława Gowina przełożenia wyborów o dwa lata. Wymagałoby to ponadpartyjnej zgody i zmiany konstytucji. Jeśli jednak do niej dojdzie – tu znów Szumowski zajął stanowisko jako lekarz i polityk w jednej osobie – pozostaje alternatywa w postaci wyborów korespondencyjnych, które z punktu widzenia epidemicznego są znacznie mniejszym problemem. Stąd jego stwierdzenie jako lekarza, że przy okazji wyborów korespondencyjnych termin nie jest już tak istotny. Dlaczego przypominam całą wypowiedź ministra zdrowia? Bo wbrew temu, co twierdzi opozycja, nie podżyrował on bezwarunkowo majowych wyborów korespondencyjnych. Wyraźnie powiedział, że najlepiej przeprowadzić normalne wybory za półtora roku lub za dwa lata.
Opozycja bije w Szumowskiego, nie zdając sobie sprawy, że minister zdrowia swoim stanowiskiem wcale nie zadowolił Nowogrodzkiej, gdzie jest siedziba PiS. Nie od dziś wiadomo, że mimo sceptycyzmu osób sprawujących konstytucyjną władzę – głównie członków rządu, którzy już zdali sobie sprawę z tego, że korespondencyjne wybory 10 maja są technicznie nie do przeprowadzenia – Jarosław Kaczyński za wszelką cenę prze jednak do takiego rozwiązania. Szumowski nie powiedział, że wybory korespondencyjne 10 maja są najlepszym rozwiązaniem. I z pewnością prezes PiS mu tego nie zapomni. Jego zgoda na wybory korespondencyjne jest warunkowa.