O ile bowiem z perspektywy tradycji to diagnoza: załamania wspólnoty, coraz głębszej polaryzacji, czy erozji zaufania publicznego, o tyle z punktu widzenia coraz bardziej tożsamościowej polityki, to nic innego tylko przeniesienie do otwartej debaty publicznej schematów z platform społecznościowych.
Tam – jak opisują socjologowie – dominują hermetyczne bańki, gdzie nie liczy się nic innego tylko wewnętrzne mechanizmy tożsamościowe i lojalnościowe. Członkowie tych zamkniętych społeczności trybalnych po prostu wiedzą lepiej, ich związki z politykiem są niepodważane i z natury nie chcą słuchać i ważyć racji strony przeciwnej. Grupa lojalnościowa ewoluuje tym sposobem z czynnego i otwartego na debatę elektoratu obywatelskiego w stronę głęboko spolityzowanej sekty, dla której nie liczą się racjonalne argumenty, tylko wyznanie wiary. Pomiędzy takimi grupami dialog nie jest możliwy, a konfrontacja musi nieść z sobą werbalną, czy fizyczną agresję.
Właśnie tak wyglądały obie polskie „półdebaty” w Końskich i Lesznie. Zastrzegam przy tym, że większą ceremonialność i pierwiastek tożsamościowy dało się odnaleźć po stronie – doskonale skądinąd wyreżyserowanego – spektaklu z Andrzejem Dudą w roli głównej. Mniej protokolarne było otwarte jednak dla dziennikarzy z wielu stron wystąpienie Rafała Trzaskowskiego.
Czytaj także:
Debata korespondencyjna: Duda w Końskich, Trzaskowski w Lesznie