Państwowa Komisja ds. pedofilii podjęła decyzję, by wystąpić do sądów biskupich w Polsce o informację na temat „prowadzonych od 1 stycznia 2000 r. do dziś” postępowań kanonicznych wobec duchownych, którzy seksualnie wykorzystywali dzieci poniżej 15. roku życia. „Równocześnie zwróciła się o udostępnienie oryginałów akt postępowań kanonicznych we wskazanym wyżej zakresie” – zapisano w komunikacie.
Trudno stwierdzić co skłoniło członków Komisji do takiego wystąpienia. Czy wynik sondażu, który w piątek opublikowaliśmy na łamach „Rz”, z którego wynikało, że 38 proc. Polaków chce, by za rozliczenie Kościoła z pedofilii wzięło się państwo? A może krytyka, która spotkała Komisję w ostatnim czasie i zarzuty, że przejada publiczne pieniądze, a nic nie robi? Może to chęć poprawienia swojego wizerunku, a może rzeczywiście próba poważnego podejścia do problemu?
W dobrej wierze przyjmijmy, że to ostatnie. Tyle tylko, że działanie Komisji wygląda na bardzo pośpieszne i nie do końca przemyślane.
Stwierdza ona, że podstawą wystąpienia jest decyzja „Stolicy Apostolskiej o zniesieniu tzw. tajemnicy papieskiej w sprawach dotyczących nadużyć seksualnych”. Chodzi o instrukcję papieża Franciszka z grudnia 2019 r. „O poufności procedur prawnych”. Dokument ten faktycznie zniósł tajemnicę papieską w sprawach dotyczących wykorzystywania seksualnego, ale nie zniósł tajemnicy urzędowej.
Co to w praktyce oznacza? Ano tyle, że biskup, który jest dysponentem dokumentów z postępowań kanonicznych, nie musi już pytać Stolicy Apostolskiej, o to czy może przekazać prokuraturze jakiś dokument jeśli zostanie o to poproszony. Zostało to pozostawione jego osądowi. I biskup musi – co podkreśla nie tylko wspomniana instrukcja, ale także szereg innych dokumentów Watykanu – zadbać o dobre imię oraz prywatność wszystkich osób zaangażowanych w sprawę, a więc: poszkodowanych, świadków, a także samego oskarżonego. Może zatem udostępnienia dokumentów odmówić, ale w zamian powinien przedstawić zgodną z prawdą informację co w nich jest.