A może wizerunek miłego człowieka, którego tylko interes narodu zmusza czasem do cynicznej politycznej gry, już ma nie obowiązywać? Do tej pory kampanie służyły ocieplaniu wizerunku prezesa, ale może to już nieaktualne? W ostatnich wystąpieniach, np. podczas wspólnej konferencji prasowej z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą, po kryzysie wywołanym akcją sabotażowa szefa Porozumienia, lider PiS nawet nie usiłował być miły. Nie słychać jakoś o tym, by miał wspinać się na szczyty gór w przeciwdeszczowej pelerynce w barwy narodowe. Nie pływa też kutrem, ani nawet nie łowi ryb w towarzystwie Joachima Brudzińskiego. Nie mówiąc już o tym, że nie próbuje bezpośrednio pomagać prezydentowi Andrzejowi Dudzie w reelekcji. Czyżby był niepotrzebny?
Każdy czas wymaga od polityka wyjęcia z szafy odpowiedniego wizerunku: rycerz, obrońca, przyjaciel, brat-łata, trybun ludowy, niezłomny wojownik… Wariantów jest bez liku. Ale czy słowa Jarosława Kaczyńskiego o chamskiej hołocie, były – jak interpretuje to lewica – właśnie przywdzianiem uniformu politycznego, świadomą próba odwrócenia uwagi od Łukasza Szumowskiego i jego kłopotów, czy jednak nagłym upustem pary spod pokrywki?
Czeka nas teraz rytualna walka o ukaranie szef PiS za nieparlamentarna wypowiedź, która zapewne skończy się niczym, bo nawet obradowanie nad takim wnioskiem w komisji etyki, mogłoby być uznane przez sejmową większość za świętokradztwo. Ale obserwatorzy z dociekliwością sir Davida Attenborough czatującego dniami i tygodniami na dobre ujęcie tygrysa czy kapibary, do końca na wstrzymanym oddechu obserwować będą zachowanie Jarosława Kaczyńskiego. Bo kiedy on marszczy brew, robi to cały obóz władzy.