Michał Szułdrzyński: W czyjej drużynie gra naprawdę Donald Trump

Donald Trump miesza fakty z fikcją, w ONZ zawiera sojusz z Rosją, meandruje w sprawie przyszłości Ukrainy. Czy ten niepokojący brak konsekwencji to przemyślana taktyka, czy dowód na chaotyczny styl rządzenia? A może sygnał, że gra już w innej drużynie?

Publikacja: 25.02.2025 16:27

Donald Trump

Donald Trump

Foto: REUTERS/Brian Snyder

Zaskakująca staje się rozbieżność pomiędzy sygnałami, jakie w swych wystąpieniach – szczególnie po spotkaniu z prezydentem Emmanuelem Macronem – wysyła prezydent Donald Trump, a między tym, jakie symboliczne znaczenie mają poszczególne jego decyzje.

Trump: Daliśmy Ukrainie 350 miliardów na wojnę. Ukraina: Ale wojna nawet tyle nie kosztowała...

Bo choć Macrona komplementował, upokorzył go kilkukrotnie. Nie przywitał go w drzwiach Białego Domu, podczas obrad G7 posadził go na krześle na rogu słynnego prezydenckiego biurka, przy którym niegdyś przyklękał Andrzej Duda, by podpisać porozumienie z Trumpem. W dodatku podczas oświadczenie dla mediów, łapał go za rękę, przerywał i podważał jego słowa. Macron z kolei prostował słowa, które wypowiadał Trump, gdy przekonywał, że Europa nie przekazuje Ukrainie darowizn, a jedynie pożycza jej pieniądze.

Zresztą sam Trump posługuje się w tym kontekście całkiem fałszywymi danymi. Jak wyliczył Economist, kwota, którą Trump wskazuje jako dotychczasowe zaangażowanie USA w wojnę, czyli ponad 350 mld dolarów, jest większa niż dotychczasowa pomoc wszystkich krajów świata dla Ukrainy razem wziętych. Ba jest większa od tego, ile w ogóle kosztowała wojna, bo według danych Kijowa wojna kosztowała dotąd 320 mld.

Przy okazji wspomnianego spotkania G7 Trump napisał na swoim kanale w social mediach, że jego gospodarzem był Justin Trudeau, którego nazwał… gubernatorem Kanady. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że Trump przekonuje, że Kanada powinna zostać kolejnym stanem USA, zamiast być niezależnym państwem, ale wspomniany wpis, podobnie jak wspomniana wyżej nieścisłość dotycząca pomocy dla Ukrainy pokazują, że cechą charakterystyczną Trumpa jest to, że u niego prawda miesza się z fikcją, to co poważne, z tym co ma być tylko zgrywą. Najważniejsze jest to, by pasowało to tez, które będę miłe uchu wyborców Trumpa w USA, nie zaś światu.

Głosowanie w ONZ. USA w sojuszu z Rosją, Białorusią i Koreą Północną

Potwierdzają to dyplomaci, z którym rozmawiałem, którzy zwracają uwagę na rozbieżność między wypowiedziami najbliższych współpracowników amerykańskiego prezydenta, gdy występują publicznie, od tego, co mówią za zamkniętymi drzwiami. Podczas kuluarowych rozmów są uprzejmi i gotowi do współpracy, ale gdy występują publicznie – bez względu na to, czy ma to miejsce w Waszyngtonie, Monachium czy w Warszawie - zdają się kierować do swojego twardego elektoratu, który chce słyszeć język twardych pogróżek i twardych interesów.

W tym kontekście zaskakujące było zachowanie Stanów Zjednoczonych podczas poniedziałkowego głosowania w ONZ. Zgromadzenie Ogólne debatowało bowiem nad treścią uchwały mającej uczcić trzecią rocznicę pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. Amerykanie zaproponowali tekst, w którym nie wskazywano, kto kogo zaatakował. Przegłosowano za to znacznie bardziej zgodną z prawdą uchwałę, ale głosowanie przebiegło w sposób zupełnie zaskakujący. Rezolucji sprzeciwiła się bowiem precedensowa koalicja złożona z Rosji, Białorusi, Północnej Korei, Izraela, Węgier i Stanów Zjednoczonych. Nawet Chiny, Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie nie były przeciw, lecz wstrzymały się od głosu.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu Trump-Macron wahadło wychyla się w stronę Ukrainy

Czy to taktyka negocjacyjna czy sygnał zmiany sojuszy?

Oczywiście można uznać to, jak i zaskakujące sygnały, które opisywałem wyżej, za strategię negocjacyjną Trumpa, który chce przekonać Putina do pokoju, więc nie chce go prowokować rezolucjami, które mają znaczenie symboliczne i dlatego publicznie mówi, że to Moskwa chce pokoju. Ale nie mniej symboliczne są nowe sojusze, które takimi głosowaniami buduje Trump. W zeszłym tygodniu przekonywał, że to Ukraina jest winna tego, że jeszcze nie doszło do pokoju, a wojna by nie wybuchła, gdyby on był prezydentem. Teraz zapewnia, że przyjmie Zełenskiego, którego tydzień temu nazywał dyktatorem i nie wyklucza wsparcia dla misji rozjemczej na Ukrainie, którą chce zmontować Macron.

Ale równocześnie krytykuje Europę, grozi kolejnymi cłami, zupełnie, jakby to Rosja była partnerem, a Europa wrogiem. Głosowanie w ONZ pokazuje, że Trump chyba sam nie wie, po czyjej stoi stronie. I nie jest to żadna strategia negocjacyjna, ale dość niespójna konsekwencja jego egocentryzmu, a także swobodnego podejścia do faktów i liczb. A my mamy prawo pytać, po czyjej stronie stoi Donald Trump.

Zaskakująca staje się rozbieżność pomiędzy sygnałami, jakie w swych wystąpieniach – szczególnie po spotkaniu z prezydentem Emmanuelem Macronem – wysyła prezydent Donald Trump, a między tym, jakie symboliczne znaczenie mają poszczególne jego decyzje.

Trump: Daliśmy Ukrainie 350 miliardów na wojnę. Ukraina: Ale wojna nawet tyle nie kosztowała...

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Nie porównujmy dzieci do masła
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Pobudka, Europo! To koniec snu o „luksusowym domu starców”
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu Trump-Macron wahadło wychyla się w stronę Ukrainy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Po posiedzeniu RBN. Polscy politycy jednoczą się przez podział
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Jak Andrzej Duda odniósł wielki sukces, a Donald Tusk przegrał z rządem, którego nie ma