Zaskakująca staje się rozbieżność pomiędzy sygnałami, jakie w swych wystąpieniach – szczególnie po spotkaniu z prezydentem Emmanuelem Macronem – wysyła prezydent Donald Trump, a między tym, jakie symboliczne znaczenie mają poszczególne jego decyzje.
Trump: Daliśmy Ukrainie 350 miliardów na wojnę. Ukraina: Ale wojna nawet tyle nie kosztowała...
Bo choć Macrona komplementował, upokorzył go kilkukrotnie. Nie przywitał go w drzwiach Białego Domu, podczas obrad G7 posadził go na krześle na rogu słynnego prezydenckiego biurka, przy którym niegdyś przyklękał Andrzej Duda, by podpisać porozumienie z Trumpem. W dodatku podczas oświadczenie dla mediów, łapał go za rękę, przerywał i podważał jego słowa. Macron z kolei prostował słowa, które wypowiadał Trump, gdy przekonywał, że Europa nie przekazuje Ukrainie darowizn, a jedynie pożycza jej pieniądze.
Zresztą sam Trump posługuje się w tym kontekście całkiem fałszywymi danymi. Jak wyliczył Economist, kwota, którą Trump wskazuje jako dotychczasowe zaangażowanie USA w wojnę, czyli ponad 350 mld dolarów, jest większa niż dotychczasowa pomoc wszystkich krajów świata dla Ukrainy razem wziętych. Ba jest większa od tego, ile w ogóle kosztowała wojna, bo według danych Kijowa wojna kosztowała dotąd 320 mld.
Przy okazji wspomnianego spotkania G7 Trump napisał na swoim kanale w social mediach, że jego gospodarzem był Justin Trudeau, którego nazwał… gubernatorem Kanady. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że Trump przekonuje, że Kanada powinna zostać kolejnym stanem USA, zamiast być niezależnym państwem, ale wspomniany wpis, podobnie jak wspomniana wyżej nieścisłość dotycząca pomocy dla Ukrainy pokazują, że cechą charakterystyczną Trumpa jest to, że u niego prawda miesza się z fikcją, to co poważne, z tym co ma być tylko zgrywą. Najważniejsze jest to, by pasowało to tez, które będę miłe uchu wyborców Trumpa w USA, nie zaś światu.