– Nie robię tego z lekkim sercem, ale moment jest przełomowy – tak tłumaczył swoją decyzję o wysłaniu brytyjskich wojsk na Ukrainę premier Wielkiej Brytanii sir Keir Starmer. Także dla Francji decyzja w tej sprawie nie była łatwa. W sondażach na fali jest liderka Zjednoczenia Narodowego, prorosyjska Marine Le Pen. Francuzi się obawiają, że może zostać prezydentem w 2027 roku. Wysłanie francuskich wojsk na Ukrainę z pewnością jej to ułatwi.
Mimo to oba kraje zdecydowały się na ten trudny krok. Donald Tusk powiedział, że nie widzi takiej możliwości. Do tego stwierdził, że nikt od naszego kraju tego nie oczekuje. Nie jest jednak łatwo uwierzyć w to drugie. Już w grudniu Macron przyjechał do Warszawy, aby namawiać nasz kraj do wsparcia tej inicjatywy. A w poniedziałek szef francuskiej dyplomacji Jean-Noël Barrot mówił o tym, że w misji rozjemczej powinny uczestniczyć „trzy silne armie: francuska, brytyjska i polska”. Twierdził, że to warunek osiągnięcia „trwałego pokoju” w Ukrainie.
Dla Donalda Tuska kluczowa jest dynamika krajowa: Szanse Rafała Trzaskowskiego na sukces w wyborach
Powody oczekiwań wobec Polski są oczywiste: położenie geograficzne, zaangażowanie od lat w sprawy ukraińskie i poważne nakłady na obronę. A także trwające obecnie przewodnictwo w Unii, którego priorytetem ma być bezpieczeństwo wspólnoty.
Czytaj więcej
Emmanuel Macron zwołał do Paryża szczyt najważniejszych sojuszników europejskich, aby ratować bezpieczeństwo nie tylko Ukrainy, ale i samej Europy.
Jednak polski premier uznał, że ważniejsza jest dynamika krajowa. A ta mówi, że wysłanie polskich żołnierzy na Ukrainę zaszkodzi szansom na sukces w wyborach prezydenckich Rafała Trzaskowskiego.