Liderzy PiS ruszyli w Polskę. Hasłem są spotkania „wolnych Polaków”. Ostatnie dni do istny wysyp zamiejscowych występów przywódców prawicy, choć – po prawdzie – nie wiadomo, czy to prawdziwy początek kampanii samorządowej, czy praca organiczna nad wzmocnieniem morale dołów partyjnych i elektoratu.
Czy PiS wygra wybory samorządowe?
Jarosław Kaczyński spotkał się z wyborcami w Lublinie, Beata Szydło w Krakowie, Mariusz Błaszczak w Białymstoku, Mateusz Morawiecki w Katowicach. Liderów PiS nie witały tłumy; spotkania były dość kameralne, a retoryka konsekwentnie nawiązywała do tej sprzed wyborów parlamentarnych.
Czytaj więcej
Podczas spotkania prezesa z mieszkańcami Lublina Jarosław Kaczyński przypuścił bezpardonowy atak na rząd i premiera. Zapowiedział też stworzenie prywatnej telewizji. PiS gra na polaryzację społeczną, stawia na ulicę i zagranicę.
Wątki samorządowe pojawiały się na siłę i kompletnie na marginesie. Liderzy PiS ograniczali się do katalogu argumentów już świetnie znanych; to straszenie Niemcami, opluwanie Tuska, krytyka Brukseli i integracji europejskiej, migranci, a także niesmaczne żarty z LGBT (prezes Kaczyński jest jak zacięta płyta). O ile więc trudno nie łączyć tej marszruty ze zbliżającymi się wyborami, o tyle agenda tematów prezentowanych wyborcom nic nowego z sobą nie niesie.
Czym miałby być sukces PiS w wyborach samorządowych?
By zwyciężyć, partia prezesa Kaczyńskiego musiałaby zwiększyć swój stan posiadania z wyborów 2018 r. Wygrać w większej liczbie województw niż poprzednio. Jeszcze bardziej umiejętnie budować koalicje w sejmikach wojewódzkich. Wtedy, w 2018 r., lokalne koalicje dały PiS władzę w ośmiu województwach, choć, co trzeba podkreślić, nie wszędzie udało się te koalicje utrzymać.