Kiedy Hamas rozpoczął swój krwawy atak na Izrael, a dawny Twitter (obecnie X), zalała islamska, ale i rosyjska propaganda, morze kłamstwa, nienawiści i manipulacji, znów okazało się, że serwis ma wielki problem z ich wykrywaniem i usuwaniem. W efekcie wezbrała fala krytyki dotycząca właściciela serwisu.
Co na to Elon Musk? Nic. To go nie rusza i ruszać nie będzie. Świadczy o tym choćby potyczka z unijnym komisarzem ds. rynku wewnętrznego Thierrym Bretonem, który wypomniał mu w kontekście Izraela „brutalne i terrorystyczne treści krążące po platformie”, żądając ich natychmiastowego usunięcia. Miliarder odpowiedział tylko z sarkazmem, że polityką jego serwisu X jest „otwartość i przejrzystość wszystkiego, co - jak wiemy - UE popiera”, a komisarz powinien „wymienić wspomniane naruszenia tak, by opinia publiczna mogła je zobaczyć”.
Czytaj więcej
Po sobotnim ataku Hamasu na Izrael izraelski rząd wypowiedział wojnę islamistom. Walka trwa nie tylko fizycznie na ziemi i w powietrzu, ale także w internecie. Do walki dołączyli też haktywiści.
To nie pierwszy raz, kiedy pojawiają się zarzuty o tolerowanie fałszywych informacji. Kiedy żydowska organizacja ADL (Liga Przeciwko Zniesławieniom) twierdziła, że znalazła ponad 5 tys. antysemickich postów na kontach przywróconych przez Muska, ten zarzucił jej, że od momentu kupna przez niego serwisu przed rokiem „próbuje zabić tę platformę, fałszywie oskarżając ją o antysemityzm”.
Oczywiście, Elon Musk zdaje sobie sprawę, że system, który ma zwalczać takie dezinformacje działa bardzo słabo. Jeśli X oznacza posty jako fałszywe czy wprowadzające w błąd, setki tysięcy użytkowników i tak widzą je powielane na innych kontach – już bez oznaczenia. To tylko przykład. Słabość moderacji wynika generalnie z polityki właściciela serwisu, który niedawno zdziesiątkował w firmie zespół ds. dezinformacji, a więc nie traktuje sprawy zbyt poważnie.