Dziś już wszystko wiadomo. W czwartek wieczorem podano oficjalną, tragiczną informację. Wszyscy pasażerowie Titana zginęli. Szczątki batyskafu znalazły na dnie oceanu łodzie-roboty. Prawdopodobnie doszło do implozji, poprzedzonej pewnie rozszczelnieniem kadłuba. Nie wiadomo na razie, kiedy i na jakiej głębokości doszło do katastrofy, ale pewne jest, że ludzie zginęli w ułamkach sekundy. Zmasakrowała ich zgniatana kapsuła. Nie mieli żadnych szans, bo nawet jeśli nie zostali zabici przez elementy konstrukcji, to błyskawicznie zginęli wskutek gigantycznego ciśnienia. Tak skończyła się ekspedycja, która była sumą pasji, naiwności, ignorowania procedur i wielkich pieniędzy.
Ofiary jeszcze kilka dni temu były grupą entuzjastów pragnących uczestniczyć w przygodzie życia, jakim mogło być zwiedzanie szczątków legendarnego Titanica niemal cztery kilometry pod powierzchnią wody. Nie byli wariatami, zapewne firma organizująca wyprawę gwarantowała bezpieczeństwo komercyjnej ekspedycji. Co więcej, jednym z nich jest dyrektor generalny firmy; trudno o lepsze zapewnienie, że firma dołoży szczególnych starań, by „wyprawa życia” przebiegała bezpiecznie.
Czytaj więcej
Spółka OceanGate, właściciel Titana, poinformowała, że wszyscy pasażerowie łodzi, która zaginęła w niedzielę, płynąc do wraku Titanica, nie żyją. Potwierdza się scenariusz implozji już w niedzielę. Marynarka wojenna zarejestrowała wówczas "anomalię" w tym rejonie.
Przygoda życia może być przygodą śmierci
Paradoksalnie, dla celebryckich poszukiwaczy przygód stała się „wyprawą śmierci”, ostatnią ekspedycją w jakiej wzięli udział. Banalne i nie na miejscu byłoby ironizowanie, że za wynagrodzenie dla firmy OceansGate można by nakarmić dziesiątki tysięcy ludzi. Bez wątpienia. Tyle że akurat ci, którzy zostali uwięzieni podczas fatalnej wyprawy, pieniędzy na cele charytatywne raczej nie żałowali. Niewiele wiem o Hamishu Hardingu, ale rodzina Shahzada i Sulemana Dawoodów jest znana z szeroko zakrojonej filantropii.
Czytaj więcej
Wciąż nie udało odnaleźć się zaginionej łodzi podwodnej Titan, na pokładzie której pięć osób wyruszyło w niedzielę, by obejrzeć wrak Titanica, zalegający na głębokości 3800 metrów. Ekspert tłumaczy, dlaczego odnalezienie łodzi jest takie trudne. Według szacunków, załodze kończy się tlen.