Tygodnik „Polityka” jako pierwszy poinformował, że następnego dnia, podczas innego procesu („króla dopalaczy" Jana S.), w którym sędzia Brygidyr-Dorosz orzekała, obrońca oskarżonego złożył wniosek o jej wyłączenie ze sprawy, ponieważ istnieje domniemanie, że „realizuje ona wyroki zgodnie z oczekiwaniami władz”. Wniosek sędzia odrzuciła.
Będzie teraz delegowana do apelacji, co jest dość logiczną konsekwencją rozwoju jej kariery: osoby, która politycznego wyboru dokonała już dawno. Była prokuratorem, a na stanowisko sędzi awansowała dzięki decyzji nowej Krajowej Rady Sądownictwa w 2020 roku (jej poprzednie próby awansu się nie powiodły, sędziowie odrzucili jej kandydaturę do Sądu Okręgowego). Teraz, w dzień wydania kontrowersyjnego wyroku, awansowano ją wyżej dzięki błyskawicznej decyzji ministra Zbigniewa Ziobry.
Czytaj więcej
Sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz, która we wtorek skazała Justynę Wydrzyńską za pomoc w dokonaniu aborcji, tego samego dnia otrzymała od Zbigniewa Ziobry awans - delegację do Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Kolejny szczebel w machinie sprawiedliwości to większy prestiż i większe pieniądze. Ale czy na pewno było warto? Pierwszy wniosek o wyłączenie złożono następnego dnia po awansie. I nie ma wątpliwości, co do tego, że na jednym wniosku się nie skończy. Podejrzenie o brak niezawisłości jest bowiem silną przesłanką wykluczającą.
Apelację złożą także obrońcy Justyny Wydrzyńskiej. Błyskawiczny awans sędzi, która wydała wyrok, będzie dobrym argumentem dla sądu (niezawisłego), do zwrócenia sprawy do powtórnego rozpatrzenia ze względu na „obrazę prawa procesowego”. Paradoksalnie więc, awans sędzi może pomóc aktywistce na prawnej drodze dowodzenia własnej niewinności.