Część krytyki, która spotyka Elona Muska, wydaje się sporo przesadzona. Weźmy choćby sytuację, gdy przejął Twittera i postanowił zwolnić połowę z 7,5 tys. zatrudnionych tam osób – komentatorzy nie posiadali się z oburzenia. Ale gdy kilka dni później firma Marka Zuckerberga ogłosiła konieczność zwolnienia z Facebooka aż 11 tys. osób, zostało to potraktowane jako normalna decyzja biznesowa.
Potem znów zrobiło gorąco, gdy Musk postanowił ograniczyć darmowe obiady, które dostawali pracownicy (i tak pracowali w domu, więc jedzenie się marnowało i koszt jednego zaserwowanego dania wynosił aż 400 dolarów). Podobnie jak wtedy, gdy ogłosił, że według niego trzeba wspierać w wyborach republikanów, by uczynić amerykańską politykę bardziej zbalansowaną w czasie prezydentury Joe Bidena.
Czytaj więcej
Po 681 dniach były prezydent Stanów Zjednoczonych ponownie może publikować na Twitterze - zdecydował Elon Musk.
Burze wybuchały z tak błahych powodów, że Musk mógł uznać, że każda krytyka jest przesadzona i motywowana politycznie. Dlatego nie przejmuje się nią nawet wtedy, gdy nie wynika ona z powodów ideologicznych, ale zwykłej logiki.
Przyjrzyjmy się decyzjom dotyczącym odwieszania dwóch bardzo kontrowersyjnych kont. W weekend Musk zdecydował się przywrócić Donalda Trumpa i rapera Ye (wcześniej znanego jako Kanye West). W przypadku Trumpa właściciel Twittera przeprowadził sondę, która wskazała, że użytkownicy (tak się przypadkowo składa, że fani szydzącego z politycznej poprawności Muska to zarazem fani byłego prezydenta) chcą, by Trump wrócił. „Vox Populi, vox Dei” ogłosił przywrócenie konta, choć 45. prezydent USA strzelił focha i stwierdził, że nie interesuje go powrót na Twittera. Ale nie mniej problematyczna była decyzja Muska dotycząca Westa, który w niedzielę wrzucił testowy tweet, by sprawdzić, czy już może używać swojego konta.