Pozornie atakowanie Niemców, „tęczowych” czy Unii Europejskiej jest modne. Pozornie politycznie się opłaca. W czasie uruchomionej już kampanii wyborczej robi to konsekwentnie Jarosław Kaczyński. Buduje sylogizm; opozycja to wróg suwerenności, bo opowiada się za tęczową Unią, a Unia to tradycyjnie wrodzy nam Niemcy. Realne polityczne ryzyko dla kraju, któremu przeciwstawić się może w trosce o los nas – Polaków – tylko PiS.
Skoro takie poglądy głosi Kaczyński, to trzeba iść mu w sukurs – główkuje organizator marszów narodowców Robert Bąkiewicz, haniebnie wykorzystując do tego obchody Powstania Warszawskiego. Brunatny tłum wlokący się za Bąkiewiczem skanduje: „precz z Unią”, choć nie jest jasne, czy to postulat polexitu, likwidacji samej Unii czy też zwykła moskiewska prowokacja (zapewne wszystko razem).
Co do Kaczyńskiego, to bez wątpienia prowadzi nie tylko swoją tradycyjną grę z Brukselą, ale przede wszystkim buduje polityczną rzeczywistość zastępczą, mającą zasłonić realne problemy, jak inflacja, pauperyzacja czy brak środków na kolejne transfery. A nuż Polacy po raz kolejny dadzą się nabrać. I kolejny raz będzie można wygrać wybory na ludzkim strachu.
Bąkiewicz oczywiście tego nie rozumie i po prostu chce się wedrzeć do politycznego mainstreamu, brutalizując i wyostrzając słowa oraz myśli prezesa. Już się widzi w Sejmie, rządzie albo jeszcze lepiej – w europarlamencie, bo tam realna kasa.
Czytaj więcej
Czy żarty Jarosława Kaczyńskiego z osób transpłciowych mają coś wspólnego z marszem narodowców, który przeszedł ulicami Warszawy 1 sierpnia? Tak. I to więcej, niż by się mogło wydawać.