Miesiąc temu Wołodymyr Zełenski mówił, że zrobi wszystko, by za rok w Mariupolu, wolnym i spokojnym, odbył się konkurs piosenki Eurowizji. Tak zareagował na zwycięstwo w majowej rywalizacji w Turynie ukraińskiego zespołu Kalush Orchestra. Kraj zwycięzcy organizuje następny konkurs, niekoniecznie w stolicy. Nadzieję, że tym miejscem może być Mariupol, prezydent Ukrainy wyraził w momencie wielkiej radości i optymizmu. Ale jednocześnie pokazał cel swojego kraju: odzyskanie integralności terytorialnej, zakończenie rosyjskiej okupacji.
Teraz Mariupol jest w rękach Kremla, przechodzi przyśpieszoną i brutalną rusyfikację. Wojska ukraińskie kontrolują terytorium oddalone o dziesiątki kilometrów od tego portowego miasta. Na wschodzie Ukrainy raczej tracą, niż odbijają. Żeby odzyskać swoje ziemie, żeby uczynić Mariupol miastem wolnym i spokojnym, Ukraińcy musieliby uzyskać wielkie wsparcie militarne od zachodnich sojuszników. Dotychczasowe jest zbyt słabe i zbyt powolne. Szczególnie zawodzili Ukraińców, i nie tylko ich, Niemcy.
Czytaj więcej
Przywódcy Francji, Niemiec, Włoch i Rumunii zadeklarowali w Kijowie poparcie dla unijnej przyszłości Ukrainy.
Czy może się to zmienić po wizycie w Kijowie kanclerza Olafa Scholza, któremu w długiej kolejowej podróży towarzyszyli prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Włoch Mario Draghi (a w ukraińskiej stolicy dołączył jeszcze prezydent Rumunii Klaus Iohannis)?
Może, ale trzeba się wstrzymać z nadmiernym optymizmem. Wygłoszone na konferencji prasowej w Kijowie zapowiedzi przywódców dotyczące wsparcia Ukraińców bronią nie były szczegółowe, a kanclerza Scholza wręcz bardzo oszczędne.