Łamanie prawa – to jedno; czy zresztą do niego w janowskiej stadninie doszło i w jakim stopniu, wykaże śledztwo. Nie można wykluczyć, że zwierzęta przed znakowaniem rozgrzanym żelazem znieczulano, co wydaje się w takiej sprawie dochowaniem minimalnych standardów humanitaryzmu.
Ale nie o kwestie prawne tutaj chodzi. Raczej o umiejętność wczytania się w ducha epoki, w której żyjemy. A to zupełnie inne czasy niż te, które znamy z kręconych jeszcze przed półwiekiem westernów. Dziś hodowcy zwierząt korzystają z wszystkiego, co przynosi z sobą postęp, technologia, a także – może przede wszystkim – nowa etyka w relacjach ze zwierzętami. Już wiemy, że one odczuwają jak my, że kierują się uczuciami, a ich emocje nie są słabsze od naszych. Powtarzają nam to co dzień eksperci od nowych dziedzin, psychologii zwierząt czy behawioryzmu.
Czytaj więcej
Większość koni sportowych, które przyjeżdżają ze świata na zawody do Polski, ma znaki wypalone ciekłym azotem – mówi Jerzy Pokój, hodowca, wielokrotny mistrz sportów Amerykańskiego Western i Rodeo oraz właściciel Western City w Karpaczu.
Oczywisty niegdyś – na przykład – obyczaj wypalania znaków identyfikacyjnych koniom dawno porzucono na rzecz bezbolesnego oznaczania ciekłym azotem, a od ponad dekady powszechnie stosuje się technologię wszczepiania specjalnych czipów. Nie tylko koniom zresztą, także psom i kotom. Wiedzą o tym świetnie ich właściciele. Podobnie w wypadku bydła; znakowanie rozgrzanym żelazem zastąpiono kolczykowaniem, i nie chodzi tu tylko o wielkie stada z prerii Wisconsin czy Idaho, ale również o te nad Wisłą.
Porzucenie dawnych metod to mniej bólu, mniej stresu, czyli mniej traumy. Po co zresztą miałoby się ją potęgować, skoro można inaczej? Dla czystej przyjemności? A od kiedy to za ludzkie uważamy czerpanie przyjemności z cudzego bólu? To raczej przejaw nienormalności. Tradycja? Pewnie znajdą się tacy, którzy będą bronili dawnych metod znakowania szacunkiem dla niej. Owszem, istniał taki obyczaj. Podobnie jak istniał obyczaj wypalania piętna niewolnikom. Jeszcze niespełna dwieście lat temu stosowano go powszechnie w ojczyźnie Waszyngtona. Zaiste wspaniała tradycja. A jakoś bez niej sobie dziś jako ludzkość radzimy. Ze znakowaniem koni jest po prostu podobnie.