Z ostatniego badania United Surveys dla portalu WP.pl wynika, że PiS zaliczył między końcem października a końcem pierwszego tygodnia listopada 4,5-punktową stratę poparcia. Według tego badania PiS może liczyć teraz na 32,5 proc. Z kolei według wcześniejszego badania CBOS PiS zaliczył aż 7-punktową stratę i może liczyć na 28 proc. poparcia, a więc najmniej od 2015 r. Sondaże nie są zgodne co do poparcia dla Koalicji Obywatelskiej – według US koalicja, w której dominuje PO Donalda Tuska, spadła o 1,7 pkt, w CBOS urosła o 2 pkt (to odpowiednio 21,5 i 17 proc.). Oba badania wykazują za to wzrost Polski 2050 Szymona Hołowni. US pokazuje wzrost o 4,5 pkt, do 16,5 proc., CBOS o 1 pkt, do 12 proc.
PiS ma więc powody do zmartwienia. Spadki sondażowe mogą mieć przyczyny głębsze niż tylko polityka. Rozmaite badania pokazują bowiem, że Polacy martwią się wysoką inflacją oraz narastającą czwartą falą pandemii. Pierwszego z tych czynników nie da się przykryć prorządową propagandą. Drożyznę zauważają już media takie jak Radio Maryja i telewizja Trwam, i tylko jako ostatni bastion telewizja Jacka Kurskiego przekonuje Polaków, że żyją w najlepszym ze światów, a za Tuska to dopiero była drożyzna. Tyle że nawet człowiek otumaniony po wizycie w sklepie spożywczym i po zapłaceniu rachunków zauważa, że ma w portfelu mniej pieniędzy niż wiosną. Inflacja zaś najmocniej uderza w tych, którzy zarabiają najmniej, bo jeśli co miesiąc wydają wszystko, co zarobili, to jeśli pracodawca nie podniósł im pensji, realnie mniej mogą kupić i nie mają z czego dołożyć. Elektorat PiS jest zatem najmocniej narażony na skutki inflacji.
Czytaj więcej
W najnowszym sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski mniej niż połowa badanych deklaruje chęć udziału w wyborach. Poparcie tracą wszystkie partie z wyjątkiem Polski 2050, która znacznie zyskała.
Z kolei jeśli chodzi o pandemię, Polacy – jak twierdzą badacze – panicznie boją się kolejnych obostrzeń i lockdownów. I właśnie dlatego premier Morawiecki przed weekendem obiecywał, że rząd nie zamierza takowych wprowadzać. Problem w tym, że Polacy w tej sprawie akurat premierowi ufają najmniej. Widzą rosnącą liczbę zakażeń i zgonów i mają swój rozum. Wiedzą, że skończy się to albo wprowadzeniem obostrzeń, albo pandemiczną katastrofą. Dlatego nawet wyborcy PiS nie wierzą w propagandę partii rządzącej, że sytuacja jest pod kontrolą.
Jedyne, co może być dla PiS nadzieją, to kłopoty Platformy Obywatelskiej, która nie może znaleźć języka, który trafiłby do Polaków z przekazem opozycyjnym i pozwoliłby jej przebić szklany sufit. Jednocześnie wzmacniający się Hołownia jest sygnałem, że opozycja ma coraz większą szansę na to, by zjednoczona – w wyborach przegonić PiS.