Co będzie jeśli znów rozgorzeje konflikt na Ukrainie, Chiny znajdą się w recesji, a rynki finansowe załamią się jak w 2008 roku? A jeśli rozpadnie się eurostrefa albo cała Unia Europejska? Czy jesteśmy na to gotowi?
– Kryzys to prawdopodobny scenariusz – mówi Andrzej Rzońca, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Jego zdaniem przy następnym osłabieniu koniunktury Polska nie będzie zieloną wyspą, nie uniknie recesji. I nie jest to scenariusz ostrzegawczy, ale podstawowy. Tym razem osłabienie złotego, zwłaszcza gdyby było skokowe, mogłoby wzmacniać wstrząsy, zamiast je amortyzować.
Blisko ćwierć wieku ciągłego wzrostu gospodarczego uśpiło naszą czujność. Przeszliśmy suchą stopą największe kryzysy: azjatycki z 1997 roku, rosyjski z 1998 roku, związany z pęknięciem bańki internetowej w 2001, czy ostatni kryzys z lata 2008-2009, kiedy to ówczesny premier Donald Tusk na tle czerwonej mapy pogrążonej w recesji Europy wskazywał zieloną wyspę. To była Polska.
Zapomnieliśmy już o kryzysie. Kolejni ekonomiści ostrzegają przed kolejnym, ale zapowiedzi było już tyle, że nie traktuje się ich poważnie. Jak mawiał laureat Nagrody Nobla Paul Samuelson, „ekonomiści trafnie przewidzieli dziesięć spośród pięciu ostatnich recesji". Kryzys może jednak przyjść nagle i z najmniej spodziewanej strony.
Importowany kryzys
– Musiałaby to być kombinacja kilku szoków – niski wzrost w UE, twardy Brexit, załamanie po wyborach w USA, krach w Chinach. Prawdopodobieństwo czegoś takiego oceniałbym na 5 proc., ale tak naprawdę wszystko jest możliwe. Kryzysy są nieprzewidywalne. Taka jest ich natura – powiedział Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK. Jego zdaniem szok musiałby przyjść z zagranicy, bo w Polsce na gospodarkę wciąż korzystnie wpływa silny popyt krajowy.