W zeszłym tygodniu kurs euro przebił 4,70 zł i znalazł się najwyżej od 2009 r. W pewnym momencie zbliżał się nawet do 4,73 zł, podczas gdy większą część października spędził poniżej 4,60 zł. Jeszcze silniejszej przecenie polskiej waluty zapobiegł premier Mateusz Morawiecki, który powiedział, że rząd zrobi wszystko co możliwe, aby złoty był nieco mocniejszy. Prezes NBP Adam Glapiński zapewniał z kolei, że dalsze osłabienie złotego byłoby niespójne z polityką stóp procentowych, które od października są podnoszone (główna stopa NBP wynosi dzisiaj 1,25 proc.). To odejście od wcześniejszych jego ocen, że słabość złotego wspiera ożywienie gospodarcze po pandemii.
Te „werbalne interwencje" ustabilizowały kurs euro w pobliżu 4,70 zł, ale stąd do umocnienia złotego jeszcze daleka droga. Świadczy o tym przebieg piątkowej sesji na rynkach finansowych. Choć euro wyraźnie zyskało na wartości wobec dolara, a w takich okolicznościach złoty zwykle zyskuje na wartości wobec euro, tym razem tak się nie stało. I to pomimo tego, że ogłoszona dzień wcześniej tarcza antyinflacyjna zwiększyła oczekiwania inwestorów co do tego, do jakiego poziomu Rada Polityki Pieniężnej podniesie docelowo główną stopę procentową w Polsce.
Pamięć o interwencjach
„Oczekiwany przez rynek znaczący wzrost stóp procentowych powinien doprowadzić do umocnienia kursu złotego. Taki scenariusz jednak nie materializuje się, gdyż znacząco wzrosła premia za ryzyko [której oczekują inwestorzy za gotowość trzymania złotego – red.]" – oceniają ekonomiści z Credit Agricole Bank Polska w raporcie, który ukaże się w poniedziałek. „Główną przyczyną tego wzrostu premii za ryzyko jest spór prawny Polski z UE, który odsuwa w czasie perspektywę uruchomienia Krajowego Planu Odbudowy" – tłumaczy zespół analityków, którym kieruje Jakub Borowski. Według nich fundusze, które Polska może otrzymać na realizację KPO, Bruksela odblokuje dopiero w II połowie 2022 r. Do tego czasu złoty pozostanie pod presją.
Czytaj więcej
Obniżki stawek podatku VAT i akcyzy na paliwa i prąd mają złagodzić skutki szybko rosnących cen. – To czasowo podany środek przeciwbólowy. Rząd nie mówi, jak chce leczyć chorobę – oceniają ekonomiści.