Clint Eastwood zdobył popularność grając rewolwerowców i stróżów prawa, którzy chętnie chwytali za broń. Jednak im jest straszy, tym bardziej fascynują go bohaterowie wyrzekający się przemocy. Świadomi, że zasada wet za wet jedynie rozkręca spiralę agresji.
Dlatego nakręcił „Gran Torino” — o starym rasiście, który chroniąc przyjaciół przed gangiem dokonuje szokującego aktu ofiary. Teraz, gdy kryzys radykalizuje nastroje społeczne, a politycy toczą między sobą bezpardonowe wojny w mediach, zrealizował „Invictusa” — o tym, że można łączyć a nie dzielić; po prostu wybaczyć wrogom.
To nie jest klasyczna biografia Nelsona Mandeli. Pokazuje zaledwie pierwszy rok jego prezydentury. Na tej podstawie Eastwood stworzył podnoszące na duchu kino polityczne z domieszką sportowego. Korzystał przy tym z książki Johna Carlina.
[srodtytul]Czyste rugby, brudny futbol [/srodtytul]
Kiedy na początku lat 90. Mandela opuszczał więzienie na Robben Island, kraj znajdował się na krawędzi wojny domowej. Eastwoodowi wystarczyła jedna scena, by sugestywnie odtworzyć nastrój tamtego czasu. Film otwiera ujęcie, w którym widać rugbistów trenujących na pięknie utrzymanym boisku. Sami biali. Za chwilę kamera przenosi się na drugą stronę drogi. Na gołej ziemi, wśród tumanów kurzu, czarni grają w piłkę nożną.